środa, 2 grudnia 2020

Jak czytać serię Usagi Yojimbo?

 


 Pisałem już obszernie o „Usagi Yojimbo” – mojej ulubionej serii w historii komiksu. Z racji tego, że moim zdaniem wyczerpałem temat, nie podejmę się pociśnięcia kolejnej recenzji i odeślę Was do tego tekstu: klik. Powiem Wam za to, jak czytać serię. Najwyraźniej bowiem nie jest to nie do końca jasne, bo numerki na grzbietach wznowień mogą wywołać pewne zamieszanie. 


Sprawa wygląda tak, że przez 36 lat ukazywania się serii na rynku amerykańskim, Usagiego wydawały różne oficyny. Z tego powodu prawa do różnych momentów serii są u różnych wydawców. Upraszczając nieco (bo wydawców było ostatecznie chyba więcej) cykl wydawniczy Usagiego ogólnie dzieli się na dwa okresy: początek mojej ukochanej opowieści wydawany był pod skrzydłami cenionej oficyny Fantagraphics. Dalsze części wypuścił znowu zasłużony dla komiksu autorskiego Dark Horse. Obecnie serię, po wielu latach, przejęła jeszcze inna firma – mianowicie IDW, które (prócz nowych zeszytów) ma zacząć wydawać komiks od początku, tym razem w kolorze. 


 

Jak to wszystko odbija się na polskich wydaniach? Otóż, jak wspomniałem wcześniej, mamy w serii dwie jedynki. To dlatego, że numeracja zarówno Fantagraphics jak i Dark Horse leci w oryginale od początku, gdyż po przejściu do Dark Horse została ona wyzerowana. Jeśli więc chciałoby się czytać ten komiks, jak pan Bóg przykazał – po kolei, to zalecałbym sięgnięcie najpierw po dwa tomy opatrzone (prócz numerków) podtytułem „Początek”. To są te zeszyty, które wydało Fantagraphics. Dopiero po nich powinno się rozpocząć te z podtytułem „Saga”. To opowieści wydane pod skrzydłami Dark Horse. Z tego co wiem, ma wyjść jeszcze trzeci rodzaj. Nazwany zostanie „Legendy” i zbierze wszystkie poboczne i niezwiązane z głównym kontinuum historie – takie jak „Usagi w kosmosie”, „Senso” i „Yokai”.


Opisane powyżej komiksy to drugie wydania, zbierające po trzy tomy w jednym opasłym woluminie. Dziś wszystkie części wydaje miłościwie panujący na naszym rynku Egmont, ale jeśli chcielibyście sięgnąć z jakiegoś powodu (na przykład kolekcjonerskiego) po pierwsze wydania, to sprawa nie wygląda wcale łatwiej. Sytuacja podobna do takiego zamieszania, jakie jest z Usagim na rynku Amerykańskim, była u nas w latach 2000, gdyż Dark Horse’a wydawał Egmont, a rzeczy z Fantagraphics świętej pamięci Mandragora i to właśnie wydania spod jej skrzydeł powinniście czytać najpierw.   

 




Obecne wznowienia sagi o Usagim przypadły na dość ciekawy moment, gdyż niedawno Stan Sakai po raz wtóry zmienił swojego amerykańskiego wydawcę. Najnowsze części w Stanach mają ukazywać się w kolorze. Zarówno pierwsze, jak i drugie polskie wydanie stroni od barw. W kolorze ukazał się u nas jedynie oniryczny spin off „Yokai”, który wyszedł w nieco powiększonym formacie i twardej oprawie w ramach serii Mistrzowie Komiksu. Nowe odsłony mają jednak zostać zaserwowane w wersji z barwami, zachowując wierność oryginalnym wydaniom. Ogólnie warto kupować Usagiego właśnie po polsku, bo zarówno jakość wydania jak i tłumaczenie stoją na wysokim poziomie. Szkoda tylko, że przygotowując drugą edycję przygód królika-samuraja, Egmont nie zaproponował nam powiększonego formatu i twardych okładek. Z jednej strony to wyraz szacunku do tych, którzy zbierają Usagiego od lat, bo nie muszą podmieniać swojej kolekcji na lepsze wydania. Z drugiej jednak, przygody króliczego ronina zdecydowanie zasługują na to, by wydać je na twardo, jako deluxe.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz