poniedziałek, 3 sierpnia 2020

Książę Nocy. Tom 5 Swolfs/Montaigne



Jeżeli możemy wnioskować po twórczości, to Yves Swolfs z pewnością kocha kino. Ubóstwia spaghetti westerny, czemu dał świadectwo tworząc w szczenięcych latach życia kapitalną serię „Durango” (o pierwszym tomie pisałem tutaj: klik). Ceni też wampirze filmy z wytwórni Hammer, na co dowodem jest tytuł, którym zajmiemy się teraz – „Książę Nocy” (o pierwszych trzech tomach pisałem tu: klik).

Album opatrzony na grzbiecie piąteczką zbiera dziewiąty i dziesiąty tom sagi. Tym razem Swolfs zrobił prequel i osadził swoją historię w realiach średniowiecznej Rusi Kijowskiej. Co ciekawe postanowił nieco zmienić wydźwięk opowieści i uczynił głównym bohaterem samego wampira Kergana, a nie polujących na niego ludzi. To bardzo ciekawy zabieg, który ujmuje dziełu Swolfsa wtórności wobec filmów, w których to uzbrojeni w kołki herosi pokroju Van Helsinga polują na krwiożerczą bestię. W niniejszym zbiorze przypatrzymy się drugiej stronie medalu. Antagonista – krwiopijca będzie więc musiał zmierzyć się z polującymi na niego i niezbyt miłymi chrześcijanami, a do tego zostanie wplątany w polityczny konflikt na wysokim szczeblu władzy. Poznamy też Arkaneę, wampirzą matkę głównego bohatera, która jest znakomicie napisaną, silną postacią kobiecą, a ja bardzo lubię takie literackie portrety niewiast.



Ewolucja serii Swolfsa jest w gruncie rzeczy bardzo ciekawa i szczerze przyznam, że zebrane w tym albumie tomy bardzo się udały, może nawet najlepiej z całej sagi. „Książe Nocy” jest mniej oklepany od Hammerków, do których tak chętnie się odwoływał i dodatkowo punktuje świetnie zarysowaną postacią wampira, którego losami zostałem naprawdę mocno zaabsorbowany i z utęsknieniem czekam na następne odsłony serii.

Co ciekawe to nie Swolfs dzierżył tym razem ołówek. Rysunkami do obu zebranych tu albumów zajął się świetny fachowiec Thimothée Montaigne, znany u nas z rysowania serii „Trzeci Testament” (nie czytałem jej jeszcze, muszę to zmienić). Jestem fanem krechy Swolfsa, ale nie odebrałem zmiany grafika bardzo negatywnie. Obaj autorzy to wszak rzemieślnicy, których rysunki bliskie są frankofońskiemu stylowi zerowemu.



Swolfs ma gust filmowy podobny do mojego, traktowałem więc jego komiksy bardziej jak robotę swojego ziomusia, niż jak dzieło mistrza komiksu, bawiąc się w wyłapywanie tropów i cytatów z naszych wspólnych ulubionych obrazów. Najnowszymi tomami „Księcia nocy” zaimponował mi jednak tak bardzo, że przestałem traktować go po macoszemu. Yves, my master, twórz dalej i niech będą to rzeczy przynajmniej tak dobre, jak ostatnie tomy „Księcia Nocy”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz