Ponad pół dekady temu sprzedałem swoją kolekcję zeszytów o Spider-Manie. Jednak w ostatnim czasie, za sprawą Egmontu, mój zbiór komiksów o Pajęczaku rośnie. Na półce pojawiła się seria pisana przez Bendisa (niedługo 4 tom!), a teraz wjechał na nią klasyczny run Todda McFarlane, który sto lat temu wydawany był już u nas przez TM-Semic.
Sięgałem po ten komiks z pewnymi obawami. Bałem się, że się zestarzał i dostanę jakąś niestrawną ramotę z lat 90. Nic bardziej mylnego. McFarlane jest mistrzem komiksu i mimo młodego wieku (tworząc te zeszyty był jeszcze przed trzydziestką) dobrze rozumiał o co chodzi w tej zabawie. Nawet dziś, gdy wielu odbiorców na hasło „super-bohaterski komiks z lat 90” reaguje alergicznie, jego rysunki robią wrażenie i zapewniam, że przetrwały próbę czasu. Nie chodzi tylko o charakterystyczną krechę, ale też o kompozycje plansz, niebanalne kadrowanie i wybitną (tak, tak hejterzy, to jest wybitna robota) narrację obrazem. Do tego dochodzi świetne zrozumienie pracy z tekstem – wbrew pozorom warstwa literacka jest tu gęsta i stoi na wysokim poziomie.
Sięgałem po ten komiks z pewnymi obawami. Bałem się, że się zestarzał i dostanę jakąś niestrawną ramotę z lat 90. Nic bardziej mylnego. McFarlane jest mistrzem komiksu i mimo młodego wieku (tworząc te zeszyty był jeszcze przed trzydziestką) dobrze rozumiał o co chodzi w tej zabawie. Nawet dziś, gdy wielu odbiorców na hasło „super-bohaterski komiks z lat 90” reaguje alergicznie, jego rysunki robią wrażenie i zapewniam, że przetrwały próbę czasu. Nie chodzi tylko o charakterystyczną krechę, ale też o kompozycje plansz, niebanalne kadrowanie i wybitną (tak, tak hejterzy, to jest wybitna robota) narrację obrazem. Do tego dochodzi świetne zrozumienie pracy z tekstem – wbrew pozorom warstwa literacka jest tu gęsta i stoi na wysokim poziomie.
Sercem tego opasłego tomiszcza są dwie historie. Pierwsza to „Udręka” (znana u nas z semickiego wydania jako „Torment”), opowiadająca o starciu Spider-Mana z wiedźmą, która za pomocą magii voodoo kontroluje jego przeciwnika Lizarda. Druga, „Spojrzenia”, traktuje o niewyjaśnionych zabójstwach, o które podejrzewa się Wielką Stopę. Opisując ten album wszyscy bardzo podkreślają to, że fabuły są proste, a chwalą tylko rysunki Toda. Owszem, wszystko to pisane było po to, żeby chłopak sobie efektownie porysował, ale według mnie są to bardzo dobrze nakreślone opowieści. Co ciekawe obie mają w sobie duży pierwiastek horroru, co czyni z nich bardzo wyróżniające się historie w spiderwersum. McFarlane bardzo skutecznie buduje atmosferę niepokoju dzięki nietypowemu kadrowaniu (często szatkuje planszę wąskimi kadrami) i genialnie rysuje złowrogich przeciwników Pająka. W głowy swoich bohaterów wkłada pełne obaw i cierpienia (tak jest na przykład w przypadku „Udręki”) myśli, które znakomicie podkreślają gęste, ekspresyjne grafiki. To nie jest radosna rozpierducha, jaką często serwują nam twórcy komiksów superbohaterskich. To mroczne opowieści, które zostały rozrysowane z genialnym poczuciem rytmu w sekwencyjności.
Oczywiście, mogą się znaleźć odbiorcy, którzy zupełnie nie kupią stylu McFarlane'a. Jego prezentacja Pajęczaka w dziwacznych pozach może nawet zirytować odbiorcę, jednak ja kupuję tę koncepcję z całym dobrodziejstwem inwentarza. Myślę, że albo je się pokocha, albo znienawidzi, ale w żadnym wypadku nie można obok nich przejść obojętnie.
Okres pracy McFarlane nad Spider-Manem to bardzo dobry moment dla komiksów o Pajęczaku. Historie te uczyniły z autora prawdziwą gwiazdę i osobę, z którą należy się liczyć – obecnie taki status dla komiksiarza jest nie do pomyślenia. Sięgnąć po ten zbiór powinni nie tylko miłośnicy superbohaterów, a każdy kto interesuje się historią komiksu. Wszak chwilę po publikacji tej serii McFarlane zmieni oblicze amerykańskiego rynku opowieści obrazkowych, zakładając słynne dziś niezależne wydawnictwo Image, pod którego szyldem będzie tworzył swoją flagową serię „Spawn”. Może to dobry moment, by polscy wydawcy wrócili również do tego tytułu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz