poniedziałek, 10 czerwca 2019

Mooronomicon #7: Neonomicon. Moore/Burrows


Zderzenie dwóch gigantów. Jednego z najważniejszych twórców horroru – H. P. Lovecrafta – i największego żyjącego autora scenariuszy komiksowych – Alana Moore'a. Ten drugi bierze twórczość pierwszego i ją parafrazuje składając hołd (a może raczej pogrywając z nim?) nie tylko jego twórczości, ale tez jego osobie i poglądom. Co może pójść nie tak? Wszystko!

Niniejszy tomik zbiera dwa komiksy. Pierwszy to graficzna adaptacja opowiadania Moore'a z antologii poświęconej Lovecraftowi. Tekst nazywa się „Podwórze” i ukazał się już u nas w wersji literackiej, w zbiorze „Cienie spoza czasu”. To historia pewnego agenta FBI, który inwigiluje sprzedawców nietypowych narkotyków i nawiązuje do opowiadania HPL'a „Koszmar w Red Hook”. To dwuzeszytowy drobiazg, który zapewne nie zrobi wielkiego wrażenia ani na miłośnikach prozy Samotnika z Providence, ani na fanach Czarnoksiężnika z Northampton, mimo iż koncepcja dotycząca Mitów jest w nim dość ciekawa. Drugą, dłuższą opowieścią jest tytułowy „Neonomicon”, będący luźną kontynuacją pierwszej historii. W nim bohaterami również są agenci FBI, tym razem przypatrujący się nietypowemu pornobiznesowi, który może mieć powiązania z serią tajemniczych morderstw. Ten robi większe wrażenie, ale ostrzegam, że nie takie, jakiego moglibyśmy się spodziewać po dziele nawiązującym do prozy Samotnika z Providence.



Cytaty z Lovecrafta wykorzystane przez Moore'a najzwyczajniej są puste. To dziwne, bo to autor, który zazwyczaj bardzo świadomie stosuje wszystkie nawiązania, plotąc z nich misterną sieć podkręcającą intelektualny aspekt opowieści – najlepsze jego scenariusze są wymagające, ale przy tym aż elektryzują mentalnie czytelnika. Tym razem stosuje cytaty bez umiaru, strzelając nimi jak z karabinu i  nie trafiając przy tym w cel. Co prawda świadomie trawestuje twórczość Lovecrafta – bo w drugim zawartym tu komiksie mocno skupia się na aspekcie seksualnym, od którego sam Lovecraft się z niesmakiem odżegnywał. Niemniej nic szczególnego z tych zabiegów (prócz wywołania obrzydzenia u czytelnika) nie wynika. Dla mnie to nudy na pudy, doprawione ordynarną pornografią. Być może takie było zamierzenie Moore'a, wszak aspiruje do bycia profesorem od pornoli (mam na półce jego traktat na ten temat), więc musiał dobrze wiedzieć co robi, ale mi się ten komiks zupełnie nie podobał, a przecież jestem idealnym targetem. Bestii z Northampton najzwyczajniej zabrakło dobrych pomysłów na poprowadzenie akcji, przez co dostajemy jedynie przeciętny odcinek „Z Archiwum X” pomieszany z obrzydliwym pornolem. W finale autor desperacko stawia jeszcze pewne tezy odnośnie Lovecraftowskich Przedwiecznych, ale nie są one szczególnie odkrywcze. A przynajmniej nie dla stałych czytelników Moore'a, którzy mogli się spodziewać tego, jak autor przepisze Mity Cthulhu na własną modłę.



To jeszcze nie wszystko. Najgorszym elementem tego albumu są bowiem rysunki. Nie wiem co skłoniło Moore'a do pracy z Jacenem Burrowsem, ale jego grafiki są tragiczne. Ten facet rysuje realistycznym stylem, ale na okrutnie amatorskim poziomie. Wyszło tak, jakby Moore'a ilustrował zdolny gimnazjalista. Dodatkowo ten autor nie ma zupełnie swojego stylu – w jego pracach nie ma nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób windować je nawet do rangi przyzwoitego rzemiosła. Rysunek jest do bólu nudny i nawet, gdy przedstawia sceny seksualne, nie udaje mu się zainteresować czytelnika.

Co wam dalej będę ściemniał – to słabiutki komiks. Wiem, że pewnie narażam się ultrasom Moore'a. Kumam, rozumiem, sam nim jestem, ale bez przesady. Dostrzegam ze smutkiem gorszą kondycję mojego idola. Wielkim plusem jest jednak jakość wydania. Egmont zadbał, by opatrzono go dobrym wstępem znawcy Lovecrafta – Mateusza Kopacza i znajdującym się na końcu albumu leksykonem nawiązań, jakie zastosował Moore. To głównie dla tych elementów warto mieć ten tom na półce, ale ostatecznie to rzecz tylko dla komplecistów Lovecrafta i Moore'a. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz