czwartek, 22 listopada 2018

Corto Maltese. Tom 8. Złoty dom w Samarkandzie. Hugo Pratt




Cykl o Corto Maltese to jedna z najsłynniejszych serii w dziejach komiksu europejskiego. Historia rozpięta na kilkanaście tomów opowiada o przygodach tytułowego nieustraszonego marynarza, dzielnego awanturnika wiecznie goniącego za skarbami, tajemnicami i wikłającego się w różne kabały. Często w tle opowieści o nim przechadzają się autentyczne, historyczne postacie, które bardzo uatrakcyjniają fabułę. Do księgarń trafiła właśnie 8 odsłona tego cyklu.

Tom „Złoty dom w Samarkandzie” rozpoczyna się na początku lat dwudziestych ubiegłego wieku na wyspie Rodos, gdzie Corto szuka tropów mających doprowadzić go do zaginionego rękopisu Lorda Byrona. Stamtąd wskazówki powiodą go do afgańskiego Kafirstanu, gdzie jeszcze za czasów Aleksandra Macedońskiego podobno został ukryty wielki skarb. Przy okazji Corto będzie próbował uwolnić wiezionego w tytułowej Samarkandzkiej twierdzy swojego przyjaciela Rasputina. Tak, jedną z ważnych dla tej serii postaci jest nie kto inny jak sam Grigorij Jefimowicz Rasputin, który na kartach tej opowieści stał się rządnym skarbów awanturnikiem. Co więcej, jest wykorzystywany przez autora by wprowadzać do fabuły elementy specyficznego humoru. Według mnie, gdy tylko pojawia się na horyzoncie, bezwstydnie kradnie ten komiks głównemu bohaterowi.  


Uważam Hugo Pratta, autora serii o Corto Maltese za mistrza komiksu, ale muszę przyznać, że tym razem stworzył historię tak poplątaną i pełną zwrotów akcji, że nieomal się pogubiłem. Niemniej była to przyjemna lektura i jak zawsze cieszyłem się, że wracam do kreowanego przez niego świata pełnego zagadek, burzliwych konfliktów i ukrytych skarbów. Tło historyczne, jak to zwykle bywa w tej serii, jest bardzo istotne, ale tym razem zostałem tak przytłoczony informacjami, że niewiele z nich zostanie ze mną. Karty komiksu zapełniają różne armie i plemiona, a piłeczka w konfliktach między nimi odbijana jest tyle razy, że trudno się we wszystkim połapać.

Stronie graficznej tego albumu nie można nic zarzucić. Pratt miał wyrobiony swój niepowtarzalny styl, mocno opierający się na grubych krechach tuszu. Jest to co prawda realizm, ale okraszony tak unikalnymi cechami, że rysunki są od razu rozpoznawalne, głównie dzięki niebywałemu operowaniu czernią. Mimo iż twórczość Pratta próbowali podrabiać najlepsi (cechy jego stylu obecne są i u Franka Millera i Mike'a Mignoli), to nikomu ta sztuka się jeszcze nieudała. Jego nieco niedbała kreska przypomina wizualne notatki z kajetu dawnego podróżnika. 


Oryginalnie komiks drukowany był w czerni i bieli, my dostajemy wersję koloryzowaną. Na początku byłem zdecydowanie przeciwny temu zabiegowi, ale z każdym tomem coraz bardziej przekonuję się do tych kolorów i obecnie zupełnie mi nie przeszkadzają.

Niniejszy tom był już kiedyś opublikowany w naszym kraju przez wydawnictwo POST. Ominął mnie wtedy, i teraz czytałem go po raz pierwszy. Nie jest to mój ulubiony album z przygodami Corto, ale z lektury jestem zdecydowanie zadowolony.

Warto pochwalić też formę, w jakiej Egmont wydaje albumy o przygodach Maltese – twarda oprawa, dobry papier, świetne kolory. Brakuje w nich jedynie obszernych wstępów, które zawierało wydanie POSTu, i które pozwalały bardziej wczuć się w tło historyczne opowieści (może wtedy coś by pozostało w mojej głupiej głowie po lekturze tego tomu?). Niemniej to maleńki mankament i szczerze nakłaniam Was do kompletowania tej serii. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz