Tekst pierwotnie ukazał się na łamach papierowego RYMS.
Już od kilku lat wyobraźnią widzów rządzą kolejne blockbustery o
przygodach przeróżnych superbohaterów. Są to zazwyczaj produkty dwóch
znanych marek – Marvel i DC. Dzieci to co prawda nie jedyna, ale ważna
grupa, do której kierowane są tego typu produkcje. Filmy te są
oczywiście przedłużeniem komiksowych uniwersów, więc to naturalne, że
młodzi ludzie prędzej czy później zapragną sięgnąć po papierowe
pierwowzory. Mimo iż na polskim rynku komiksów superbohaterskich jest
coraz więcej, tych, które z ręką na sercu poleciłbym dzieciom, jest
naprawdę mało. Najlepsze pozycje z tej półki są jednak dość poważne i
kierowane do dorosłych. Te, które są łatwiejsze, zazwyczaj nie
przedstawiają żadnej wartości – ani intelektualnej, ani artystycznej. Z
pomocą przychodzi kultura gniewu, która w swoim katalogu umieściła
pierwszy tom znakomitego "Battling Boya".
Opowieść o nastoletnim bogu, który w związku z tradycyjnym dla jego
ludu rytuałem przejścia w dorosłość przybywa do futurystycznego miasta,
by bronić je przed groteskowymi, zamaskowanymi złoczyńcami i
dewastującymi je olbrzymimi potworami, może w pierwszej chwili wydawać
się do bólu wtórna. Niemniej komiks od razu wdarł się na listy
bestsellerów, zyskał uznanie zarówno krytyków, jak i czytelników.
Wszystko dlatego, że Paul Pope, autor "Battling Boya", jest wyjątkowo
utalentowanym twórcą. Mimo iż zajmuje się komiksem stricte autorskim,
udało mu się przebić ze swoimi pracami do głównego nurtu i świadomości
czytelników teoretycznie niezainteresowanych komiksem niezależnym. Nawet
gdy tworzył dla DC Comics swoją interpretację historii o Batmanie
("Batman: Year 100"), to ewidentnie kreował ją na własnych zasadach.
W "Battling Boyu" odważnie miesza opowieść superbohaterską z motywami
zaczerpniętymi z filmów kaiju eiga (to te o gigantycznych potworach
pokroju Godzilli). Jeśli jednak chodzi o poetykę i estetykę, album
przypomina raczej pulpową rock operę typu "Flash Gordon" niźli
współczesne miałkie blockbustery i komiksy superbohaterskie. Znalazło
się tu miejsce zarówno na campowe motywy typu połączenie gitary z piłą
łańcuchową, estetykę dieselpunka (rodzaj retrofuturyzmu nawiązujący do
drugiej wojny światowej), jak i na postapokaliptyczne miejskie
krajobrazy. Oczywiście cały ten rozbuchany eklektyzm powoduje, że
odnajdziemy tu dużo kiczu. Jest on jednak w pełni kontrolowany. Pope
bowiem nie jest niewolnikiem konwencji. Doskonale zna konwencje, bardzo
sprawnie się po nich porusza – i jest w stanie wykrzesać z nich
oryginalność. Uderzyć w struny z takim wyczuciem, że słyszana setki razy
melodia zabrzmi zadziornie i świeżo.
Przypatrując się grafikom Pope’a, odnajdziemy w nich wpływy zarówno
komiksu europejskiego, jak i japońskiego (szczególnie widoczna jest tu
inspiracja twórczością Katsuhiro Ōtomo, autora słynnego "Akiry").
Podobnie jak w wypadku fabuły – Pope potrafi tworzyć z tych elementów
nową jakość. Mimo iż autor wyrobił sobie znakomity warsztat
realistycznego rysunku, jego styl jest również swobodny, brudny i
nonszalancki.
"Battling Boya" trudno nazwać historią szczególnie mądrą, bo pierwszy
tom to jednak komiks o walce z potworami, ale wyróżnia się w zalewie
masowo produkowanych amerykańskich czytadeł o ludziach w trykotach. Z
dojrzałych historii tego typu czerpie element wewnętrznej walki
bohaterów z własnymi słabościami i lękami. Do tego baśniowo-rockowa
poetyka gładko zgrała się z konwencją superbohaterską, czyniąc uniwersum
"Battling Boya" wielowymiarowym i pozostawiając autorowi wiele dróg
rozwoju opowieści. A interesująca, nieco turpistyczna szata graficzna
nie stępi wrażliwości młodych ludzi. Wręcz przeciwnie. Poszerzy ich
horyzonty, udowodni im, że komiks superbohaterski niejedno ma imię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz