poniedziałek, 22 lutego 2016

Battling Boy

Tekst pierwotnie ukazał się na łamach papierowego RYMS.



Już od kilku lat wyobraźnią widzów rządzą kolejne blockbustery o przygodach przeróżnych superbohaterów. Są to zazwyczaj produkty dwóch znanych marek – Marvel i DC. Dzieci to co prawda nie jedyna, ale ważna grupa, do której kierowane są tego typu produkcje. Filmy te są oczywiście przedłużeniem komiksowych uniwersów, więc to naturalne, że młodzi ludzie prędzej czy później zapragną sięgnąć po papierowe pierwowzory. Mimo iż na polskim rynku komiksów superbohaterskich jest coraz więcej, tych, które z ręką na sercu poleciłbym dzieciom, jest naprawdę mało. Najlepsze pozycje z tej półki są jednak dość poważne i kierowane do dorosłych. Te, które są łatwiejsze, zazwyczaj nie przedstawiają żadnej wartości – ani intelektualnej, ani artystycznej. Z pomocą przychodzi kultura gniewu, która w swoim katalogu umieściła pierwszy tom znakomitego "Battling Boya".

 Opowieść o nastoletnim bogu, który w związku z tradycyjnym dla jego ludu rytuałem przejścia w dorosłość przybywa do futurystycznego miasta, by bronić je przed groteskowymi, zamaskowanymi złoczyńcami i dewastującymi je olbrzymimi potworami, może w pierwszej chwili wydawać się do bólu wtórna. Niemniej komiks od razu wdarł się na listy bestsellerów, zyskał uznanie zarówno krytyków, jak i czytelników. Wszystko dlatego, że Paul Pope, autor "Battling Boya", jest wyjątkowo utalentowanym twórcą. Mimo iż zajmuje się komiksem stricte autorskim, udało mu się przebić ze swoimi pracami do głównego nurtu i świadomości czytelników teoretycznie niezainteresowanych komiksem niezależnym. Nawet gdy tworzył dla DC Comics swoją interpretację historii o Batmanie ("Batman: Year 100"), to ewidentnie kreował ją na własnych zasadach.



W "Battling Boyu" odważnie miesza opowieść superbohaterską z motywami zaczerpniętymi z filmów kaiju eiga (to te o gigantycznych potworach pokroju Godzilli). Jeśli jednak chodzi o poetykę i estetykę, album przypomina raczej pulpową rock operę typu "Flash Gordon" niźli współczesne miałkie blockbustery i komiksy superbohaterskie. Znalazło się tu miejsce zarówno na campowe motywy typu połączenie gitary z piłą łańcuchową, estetykę dieselpunka (rodzaj retrofuturyzmu nawiązujący do drugiej wojny światowej), jak i na postapokaliptyczne miejskie krajobrazy. Oczywiście cały ten rozbuchany eklektyzm powoduje, że odnajdziemy tu dużo kiczu. Jest on jednak w pełni kontrolowany. Pope bowiem nie jest niewolnikiem konwencji. Doskonale zna konwencje, bardzo sprawnie się po nich porusza – i jest w stanie wykrzesać z nich oryginalność. Uderzyć w struny z takim wyczuciem, że słyszana setki razy melodia zabrzmi zadziornie i świeżo.
Przypatrując się grafikom Pope’a, odnajdziemy w nich wpływy zarówno komiksu europejskiego, jak i japońskiego (szczególnie widoczna jest tu inspiracja twórczością Katsuhiro Ōtomo, autora słynnego "Akiry"). Podobnie jak w wypadku fabuły – Pope potrafi tworzyć z tych elementów nową jakość. Mimo iż autor wyrobił sobie znakomity warsztat realistycznego rysunku, jego styl jest również swobodny, brudny i nonszalancki.

 "Battling Boya" trudno nazwać historią szczególnie mądrą, bo pierwszy tom to jednak komiks o walce z potworami, ale wyróżnia się w zalewie masowo produkowanych amerykańskich czytadeł o ludziach w trykotach. Z dojrzałych historii tego typu czerpie element wewnętrznej walki bohaterów z własnymi słabościami i lękami. Do tego baśniowo-rockowa poetyka gładko zgrała się z konwencją superbohaterską, czyniąc uniwersum "Battling Boya" wielowymiarowym i pozostawiając autorowi wiele dróg rozwoju opowieści. A interesująca, nieco turpistyczna szata graficzna nie stępi wrażliwości młodych ludzi. Wręcz przeciwnie. Poszerzy ich horyzonty, udowodni im, że komiks superbohaterski niejedno ma imię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz