Mimo że horror w naszym kraju jest niezwykle popularny, to dalej cierpi z
powodu niedowartościowania i braku zrozumienia. Smutna to tendencja, bo
ignorowanie go trąci podziałami na sztukę wysoką i niską, a przecież
chyba nie było innego komercyjnego gatunku, przez którego pryzmat tak
wiele można się dowiedzieć o człowieku. Groza i tematy w niej poruszane
są jak senny koszmar będący podświadomą projekcją lęków trapiących nie
tylko jednostkę, ale całe społeczeństwa. Żyjąc w epoce dominacji horroru
cielesnego (którego wpływy wykraczają często poza ramy gatunku – patrz:
„Pasja” Mela Gibsona), jesteśmy w pewnym stopniu uodpornieni na wiele
zjawisk kulturowych nacechowanych okrucieństwem. Sama tendencja,
utożsamiana często z gore, to również efekt zachodzącej w
obszarze sztuki emanacji wewnętrznych, doświadczanych przez jednostkę
napięć. W Japonii gatunek ten zdaje się jeszcze bardziej wyskalowany –
specjaliści twierdzą, że z powodów politycznych i społeczno-kulturowych.
Junji Ito, podobnie jak jeden z mistrzów kina gore Lucio Fulci, zdobył wykształcenie medyczne – zanim profesjonalnie zajął się tworzeniem komiksów, pracował jako dentysta. Można przypuszczać, że wiele z niepokojącej cielesności i fizjologii pojawiającej się w dziełach tego autora ma swoje korzenie w tym właśnie doświadczeniu. Jego niedawno wydany w Polsce komiks łatwo dałoby się zbagatelizować, uznając go za jakieś niezdrowe japońskie dewiacje, bo „nie dość, że to horror, to jeszcze manga”. Byłoby to jednak postępowanie świadczące o krótkowzroczności. Zdecydowanie przestrzegam przed wylewaniem dziecka z kąpielą. „Gyo – Odór Śmierci” to krzywe zwierciadło, w którym odbijają się podskórne lęki naszej cywilizacji. Co więcej, wydźwięk utworu jest uniwersalny do tego stopnia, że komiks Ito można interpretować zarówno jako trawestację Biblii, jak i darwinizmu.
Junji Ito, podobnie jak jeden z mistrzów kina gore Lucio Fulci, zdobył wykształcenie medyczne – zanim profesjonalnie zajął się tworzeniem komiksów, pracował jako dentysta. Można przypuszczać, że wiele z niepokojącej cielesności i fizjologii pojawiającej się w dziełach tego autora ma swoje korzenie w tym właśnie doświadczeniu. Jego niedawno wydany w Polsce komiks łatwo dałoby się zbagatelizować, uznając go za jakieś niezdrowe japońskie dewiacje, bo „nie dość, że to horror, to jeszcze manga”. Byłoby to jednak postępowanie świadczące o krótkowzroczności. Zdecydowanie przestrzegam przed wylewaniem dziecka z kąpielą. „Gyo – Odór Śmierci” to krzywe zwierciadło, w którym odbijają się podskórne lęki naszej cywilizacji. Co więcej, wydźwięk utworu jest uniwersalny do tego stopnia, że komiks Ito można interpretować zarówno jako trawestację Biblii, jak i darwinizmu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz