Nie będę ukrywał - Sandovala fascynują w grozie te same schematy co mnie. Czerpie garściami z powieści gotyckiej, Poe, Lovecrafta i sprowadza to wszystko do poziomu współczesnej popkultury. Nie twierdzę, że jest wielkim artystą - nie widzę w jego komiksach iskry wybitności, ale jako twórca zyskał moją sympatię i uznanie. Nie ma innej możliwości - Tony rysuje dziewczyny wymiotujące strumieniami macek... Jego twórczość jest trochę jak współczesny odbiorca, znający wszystko z drugiej ręki. I tak naprawdę - mimo tego, co uznałem za pewnik we wstępie - trudno powiedzieć, czy to do czego się odwołuje zna ze źródła, czy widział to na okładkach metalowych płyt i w filmach
Rogera Cormana. To, z czego korzysta to wzorce nie tyle nawet wyeksploatowane, co kanoniczne dla groteskowej, współcześnie pojmowanej konwencji gotyckiej. Tak naprawdę ani jemu, ani czytelnikowi nie potrzeba znajomości źródeł czy nawet schematów grozy, mitów Cthulhu, by czuć się jak w uniwersum, które dobrze zna... Przy tym wszystkim trzeba zaznaczyć, że
Sandoval, podobnie jak
Burton* - z którym w jakiś sposób mu po drodze - nie jest pospolitym wyrobnikiem. To świadomy autor, z tego czy innego powodu obracający się w owej poetyce. Już po przeczytaniu zaledwie dwóch jego komiksów mogę wskazać tematy przewijające się przez jego twórczość, wyznaczyć cechy stylu... jednak próby nadinterpretacji mogą
Tony'emu tylko zaszkodzić ... bo nawet - nie szukając daleko - zestawienie z babrającym się w podobnej gotyckości
Gaimanem byłoby dla wartości intelektualnej jego prac druzgocące...
(kliknij aby powiększyć)
Rysunek Sandovala przede wszystkim przynosi skojarzenia z
Markiem Rydenem, jest też jednak efektem tego, że autor najprawdopodobniej wyrabiał styl w czasach, gdy komiks skażony był mangą i inszym graffiti
**. Rozumiem, że jego twórczość może się komuś bardzo podobać, jednak ja uczciwie przyznam, że nie jest to rzecz bliska mi artystycznie... nie mam zamiaru kwestionować jego talentu, jednak jak na mój gust zbyt często ocierało się to o niekontrolowany kicz. Co więcej, wydaje mi się, że sam
Tony zaczął zdawać sobie z tego sprawę, bo w swym ostatnim komiksie udało mu się rozproszyć/rozrzedzić kreskę, przejść z intensywnych kolorów do zgaszonych, jesiennych akwarel, dzięki czemu (pozostając przy swoim rozpoznawalnym stylu) oddalił się od - w tym przypadku w pewnym sensie wulgarnej - komiksowości. Tyczy się to również narracji tej opowieści. W drukowanych "na matołka"
Wybrykach, szukając przejrzystości dla opowiadanej przez siebie historii, dzieli plansze tylko na dwa duże, klasycznie komponowane kadry. Patrząc na ten album w kontekście wydanego u nas trzy lata temu innego jego komiksu
Trup i Sofa, nie umiem myśleć o nim inaczej niż "skromny" (co w tym przypadku oznacza mniej "szpanerski", bo od strony graficznej wrażenie robi wielkie). Czyżby wiecznie rysujący nastolatków
Sandoval dojrzewał? Nie wiem. W każdym razie świadomie rozwija warsztat. Chętnie ciął bym te plansze i wieszał na ścianach, bo uzyskał bardzo malarski efekt, który sprawił, że oglądałem ten album bardzo, bardzo długo.
(kliknij aby powiększyć)
Nie jestem fanem
Burtona, ale jak ktoś jest nastolatką lubującą się w
Edwardzie Penisomiękkim, to w trakcie czytania zasiusia z zachwytu majtki... muszę jednak przyznać, że mi też się bardzo podobało i mimo, że w trakcie mej pisaniny entuzjazm odrobinę uleciał, to podczas lektury byłem po prostu zachwycony. Jeśli miałbym ten komiks zareklamować w kilku słowach, napisałbym, że: wyszło to trochę ta jak by ktoś delikatnemu, wrażliwemu, romantycznemu artyście zapłacił za namalowanie cyklu obrazów inspirowanych
The Beyond Lucio Fulciego... Nie czytałem co prawda jeszcze
Nocturno, na półce mam tylko wspomnianego wyżej
Trupa i Sofę, ale zaryzykuję stwierdzenie, że
Wybryki Xinophixeroxa to najlepszy wydany w Polsce komiks
Sandovala.
*do którego porównuję Sandovala nie z wielkiej sympatii, a dlatego, że Burton jest dość znany i daje mi jakiś jasny punkt odniesienia.**wg mnie było to tak potrzebne komiksowi jak - przepraszam, że przeklinam - kinu wpływy MTV...