wtorek, 29 września 2009

Æthenor - Faking Gold And Murder (2009)

Co tam u mnie... Nic ciekawego nie wygrzebałem ostatnio , nic takiego czym mógłbym się z czystym sumieniem od siebie podzielic,zachwalic itd.Za to byłem na Blixie(zajebioza było tu macie na ten temat -->klik) i potem trochę przeholowałem z alko(teraz wlasnie mi ostatecznie schodzi kac:P) przez co też nie wiele nowych rzeczy słucham bo mało szperam .Leże jeno w wyrze i czytam zbiorek ''Smutny Kos''<---klik.Aha, słucham dużo Kimmo Pohjonen(płyta kluster u mnie gosci) ale to większośc z was zna , ja też znałem ale nie wszedł mi kiedyś tak jak powinien i teraz do niego wracam.A, no i wczoraj badałem co wujek Douglas wymyślił , a wymyślił taki zbiorowy tribut dla Guntera Grassa --> "THE GRASS IS ALWAYS BROWNER" (większośc niestety chałupnicza i średnio słuchalna,więc to jak na razie żadne wydarzenie.Ale może się coś urodzi)



No ale mam coś takiego co ktoś mi polecił... czym bym się raczej normalnie nie zainteresował (nie przepadam za sunn o))) gdyby nie gościnny udział DavidaTibeta. Może kogoś z was zainteresuje.Nie będę się rozpisywał:

''Deep in Ocean Sunk the Lamp of Light is the debut from the trio of Stephen O’Malley (Sunn O)))), Daniel O’Sullivan (Guapo), and Vincent de Roguin (Shora). Taking its title from The Iliad, the music here is deep and cosmic, completely unlike anything you’d expect from such heavyweights. More in the tradition of Nurse With Wound’s “Spiral Insana” or Klaus Schulze’s “Cyborg” than any contemporary trend, the tracks float along in a masterful collage of activity, where careful scene changes highlight O’Sullivan’s classic but artfully placed Rhodes bombs, de Roguin’s organ, and O’Malley’s guitar. Extraordinary effort has gone into editing, mastering, and shaping these pieces – these are not tossed off improvisations or “side-project” orphans.''

No i to jest drugie,chyba dośc świeże LP tego projektu...Posłuchac warto.Momentami ,dla mnie zbyt bolesne dźwięki ,jak na obecne predyspozycje muzyczne:) ale to dobra rzecz a to że Tibet udziela się na całym materiale łagodzi mi odbiór.

sobota, 19 września 2009

Sundome And The Night - Reverend Ripov’s Media Meltown(1994)


''Neo-psychedelic with grunge and garage elements. Guitar-dominated and good. Influenced by The Doors, Litter, REM and Green on Red. Doesn’t fit well with the style of the other releases on this label. Playing neo-psychedelic, the band formed in Coesfeld in 1986, is a bit beyond the scope of this label. So far they released a single ("I ran for you" / "So the good will last") in 1991, a mini album ("Details of possession") in 1988, an album ("Reverend Ripov’s media meltdown") in 1994 and in 1993 the CD "In lean hours".''



Pierwsze co mi przyszło do głowy po odpaleniu tego mini CD to ''brzmi jak akustyczne demówki nirvany'' .Słuchałem dalej i właściwie skreśliłem tą płytkę ,sądząc że nic mnie już tu nie zaskoczy , z przekonaniem ''koncze i wywalam'',ale począwszy od ''Fall'' było coraz ciekawiej... i w końcu nagle dźgnął mnie w serce przedostatni numer ''Deep Inside'', a potem przyjebał ceglanką w głowę ,znokałtował i na koniec skopał na ziemi ostatni kawałek ''Snow''(z reefem ala black eyed dog). Oba sa bardzo mroczne , niemal neofolkowe.Warto tą rzecz sprawdzic głównie dla tych dwóch(macie je w próbkach),chodź poprzednie złe nie są.Tag neofolk z braku laku.

próbki


Płytę znalazłem na blogu---> VERTIGO

wtorek, 15 września 2009

Dom-Edge Of Time (1970)

Wybitna rzecz z krautowego podziemia. Jednak nie tak niemiecki to kraut jak go zazwyczaj malują- zespół tworzyło dwóch Węgierskich braci, Polak i Niemiec (postmodernistyczna wersja słynnej serii kawałów? ). Spotkanie tej załogi, zapewne niestroniącej od co ciekawszych używek (ciekawe co, kto przynosił) wypluło niesamowitej urody mroczny, transowy, etniczno-folkowy kosmishemusic. Zawartość przypomina trochę fuzję bardziej eksperymentalnych floydów i Popol Vuh, polaną dużą ilością gitarowego folku, ale na dobą sprawę to bardzo autonomiczny materiał. Słucham tej płytki tydzień, czy dwa i cały czas w niej coś nowego odnajduję. Koniecznie musicie tego posłuchać, najlepiej w nocy.


ps.Aha,bo bym zapomniał.Zdaje się, że 4 pierwsze numery tworzą właśnie album ''edge of time''. Następne ( flötenmenschen 1-4) to dodane przy reedycji improwizacje.A ostatni numer... nie wiem jak to wytłumaczyć... brzmi jak jakiś acid house.Trudno mi stwierdzic czy był dodany w kompaktowej re-edycji(była takowa w 1990 - 500 sztuk) jako remix, czy to jest z oryginalnego materiału.Strzelał bym, że raczej to drugie.A jesli nie ... to klękajcie narody:|.







(jak komuś drugi track nie dzierży to jest odzielnie tu )

niedziela, 6 września 2009

Jerome Deppe and Gentlemen Obscura - myspace tracks

Jerome Deppe to pan, co to grywa na gitarce u Davida E. Williamsa. JudasKiss twierdzi, że wydał już 4 płyty... albo raczej CDry w mikroskopijnych nakładach :/. W necie nie mogę znaleźć nic a nic z jego nagrań.Zdesperowany z daremnym skutkiem próbowałem pobrac tracki z myspace. Ale ma jakieś tajne zabezpieczenia i gówno z tego wyszło... W końcu hakerka lilandrah ściepała go dla mnie rejestratorem sakimś.Sa niestety drobne zakłócenia, ale zdecydowanie da się słuchać. Aha, muzycznie ofkors sa skojarzenia z Williamsem, momentami nawet Rome, oprócz tego brzmi, to dośc postpunkowo/falowo-nawet Vaticans Children mi przywiodło na myśl..Bardzo miodnie,melancholijnie i piosenkowo. Jak dla mnie zajebioza. Sam wokal przywodzi mi na mysl Moynihana. Mój faworyt to z tej sklejki to 'Charisma'.

polecam

Myspace(próbki)--->klik


jesli ktoś coś znajdzie albo zakupi to prosze się podzielic.

strona artisty


wtorek, 1 września 2009

Opowieści Szeherezady - Sergio Toppi



W internecie piejo kury nad tym, jaki to ten album nie jest wybitny. Patrząc na rysunki Toppiego nie dziwię się im. Przypominające linoryty, a mające najwięcej wspólnego z malarstwem Klimta i miejscami przywodzące mi na myśl niektóre prace Salvadora Dali, Vrubla i bóg wie kogo jeszcze – po prostu zapierają dech w piersiach.

Cudownie narysowany komiks. Każda plansza jest małym arcydziełem. Toppi momentami zapomina o kadrze, a raczej po mistrzowsku komponując plansze mieści to, co powinno być kilkoma kadrami na jednej połaci, często będącej czyjąś sylwetką. Mimo, że wciska to w dość karkołomne miejsca, to wkomponowuje postacie i akcje tak, że wszystko jest klarowne. Ta warstwa zaskakuje na każdym kroku. Ale komiks to nie tylko warstwa plastyczna... a fabularnie jest przeciętnie. A to i tak łagodnie mówię. Czytałem ten komiks zachłystując się kilkadziesiąt sekund każdym rysunkiem, by poświęcić kilka sekund na przeczytanie tekstu, po którym się krzywiłem. Oczywistą sprawą jest, że może mi ktoś zaraz napisać, że ''to są opowieści 1001 nocy i nic się nie da z tym zrobić''. A gówno prawda. Już w (sprawdza) siydymdzisiuntym czwartym jego krajan z przepchanym jelitem - Pasolini - pokazał jak duży potencjał fabularny posiada Księga tysiąca i jednej nocy. Jego Kwiat tysiąca i jednej nocy jest często porównywany do Rękopisu znalezionego w Saragossie. Na wyrost, bo na wyrost, ale gdy pada przy jakimś tworze ten tytuł, świadczy to ewidentnie o tym, że warstwa fabularna jest nieprzeciętna. W każdym razie Toppi potencjału tych miniatur kompletnie nie dostrzegł, albo nie umiał go wykorzystać. Najbardziej nie mogę mu wybaczyć tego, że nie wykorzystał szkatułkowości owych opowieści. Za to podał wszystko - jako dość sztywno połączone osobą Szeherezady - szorty*. Zero większego zamysłu odnośnie tej warstwy... oprócz tego, że rysuje je tak, że szczeka opada, to nic ciekawego nie robi z tymi historiami. Żebyśmy nie zrozumieli się źle: to nie jest okaz takiej pulpy jak w przypadku Otta, o którym pisałem jakiś czas temu. Toppi jest masterem, z tym komiksem spędza się dużo czasu i ma się wrażenie obcowania z wielkim artystycznym zjawiskiem. Ale wartość tego albumu to niestety tylko i wyłącznie warstwa wizualna. Mam cichą nadzieję, że Egmont rzuci jeszcze jakimś jego dziełem. Kupię na 100%... ale myślę, że ten pan ma na pewno w dorobku coś bardziej wyszukanego od strony fabularnej. Podsumowując. Mam mieszane uczucia, ale nie powiedziałbym, że jestem zawiedziony. Patrząc na rysunki Toppiego nie można być zawiedzionym.


[*zapewne komiks ukazywał się w jakimś miesięczniku... ale to nie jest usprawiedliwienie dla całego albumu, który można było stuningowac.]