czwartek, 14 listopada 2024

Skorpion. Tom 4. Desberg/Marini

  


Mam dziury w głowie, mało z poprzednich „Skorpionów” pamiętam, ale na szczęście pisałem recenzje starszych tomów i mogę sobie sprawdzić swoje wrażenia po wcześniejszych odsłonach. Niewiele się w tej materii ostatecznie zmieniło. Fabuła zresztą nie jest najważniejszą rzeczą przy lekturze tych komiksów. To typowy, sensacyjny blockbuster, tylko osadzony w takich a nie innych realiach.

Jak już wspominałem w poprzednich recenzjach, Desberg (scenarzysta serii) jest w tym przypadku raczej rzemieślnikiem mocno fantazjującym i nie ma co spodziewać się po tym komiksie prawdy historycznej. Jako pulpa w kostiumie rzecz zdecydowanie sprawdza się znakomicie i jest to świetne widowisko, pełne akcji, pojedynków i fabularnych twistów. Opowieść dryfuje na szczęście w trochę inne rejony niż w poprzednich tomach, nie czuć więc jeszcze zmęczenia materiału, mimo iż zebrane tu historie to jedenasta i dwunasta część cyklu.

Graficznie jest to jak zwykle najwyższa półka jeśli o europejski komiks chodzi. Z jednej strony w swoim post-disneyowskim stylu Marinii wpisuje się w nurt realistyczny, ale jego prace mają na tyle osobny charakter, że nie ma mowy o określeniu jego roboty jako „styl zerowy”. To autorska rzecz, dodatkowo rzemieślniczo, od strony warsztatu, wykonana na medal. Z Marinim na pokładzie nie można się nudzić, tym bardziej gdy wali non stop dynamiczne sekwencje pojedynków i rysuje sporo pięknych kobiet. Programowo nie zbieram pornoli i komiksów religijnych, taka zasada, ale w przypadku Mariniego zrobiłbym wyjątek. Mogę patrzeć na jego kobiety godzinami.

Kolejny tom bestsellera w gatunku płaszcza i szpady wypada nadzwyczaj dobrze. Co znamienne, to ostatnia część, przy której pracował Marinii. Czeka nas kontynuacja, ale rysowana już przez kogoś innego. Sprawdziłem i muszę przyznać, że odpowiedzialny za rysunki w trzynastce Critone Luigi ma nie lada power w łapie. Trudno mi powiedzieć, czy w praktyce wytrzyma porównania z swoim wybitnym kolegą po fachu, ale jestem dobrej myśli i dalej będę kompletował „Skorpiona”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz