„Monica” to fikcyjna biografia pewnej kobiety sukcesu. Clowes wykorzystuje tę okazję, żeby znów opowiadać o Ameryce. Moralny niepokój towarzyszy tu jednak metafizycznemu i spokojnie możemy dopatrywać się w tym albumie echa zarówno komiksu obyczajowego, folk horroru, Lovecrafta (Ligottiego?), jak i Lyncha czy może nawet Burroughsa.
Co ciekawe, to komiks bratnio podobny do „Lekcji aktorstwa” Nicka Drnaso. To również opowieść o ludziach pogubionych, będących w głębokiej w depresji, szukających ukojenia i własnej tożsamości w sekciarskich środowiskach. Rzecz wcale niemniej głęboka i przenikliwa od komiksu młodszego kolegi Clowesa nominowanego do nagrody Bookera. To ciekawe, że prawdopodobnie jest to obraz współczesnych Amerykanów i takie a nie inne nastroje muszą panować w tamtym społeczeństwie, bo nie wierzę w przypadkową zbieżność tematyki obu komiksów. Targetem dzieła Clowesa są więc wszyscy zainteresowani kierunkiem, w którym podąża współczesna powieść graficzna i tego, co ten nurt mówi o dzisiejszych czasach. Autor jest wszak jednym z jego najważniejszych przedstawicieli i „Monica”, mimo iż może nie jest najlepszym jego komiksem, to brawurowo łączy cechy jego najciekawszych dzieł z „Niczym aksamitna rękawica odlana z żelaza” na czele.
Graficznie również nie jest to moim zdaniem najlepszy Clowes. Niemniej widziałem, że czytelnicy są zachwyceni, więc to tylko moje zdanie. Pełen kolor nadał dziełu Amerykanina swoistej klasycznej komiksowości, może się więc podobać nie tylko zwolennikom obyczajowej powieści graficznej, która najczęściej objawia się w oszczędnej czerni i bieli. Narracja jest już jednak typowa dla tego modnego nurtu: gęsta i literacka. Komiks ten jednak stylizowany jest na swoisty pamiętnik głównej bohaterki, więc to uzasadniony wybór artystyczny.
Przypadkiem też nie jest fakt, że obie pozycje – zarówno Drnaso jak i Clowesa – zaprezentowała nam Kultura Gniewu. Wydawca od lat pokazuje nam to, co najciekawsze w światowych trendach komiksowych. „Monicę” wypuścili niemal równolegle z Amerykańską premierą, co oznacza, że i czytelnicy mogą trzymać rękę na pulsie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz