piątek, 27 października 2023

Cinema Panopticum. Thomas Ott.

 
 


Czy komiks potrafi przestraszyć? Chyba niekoniecznie. Film dysponuje znacznie większym „arsenałem rażenia”. Tutaj mamy przecież tylko kreski na papierze. Niemniej poetyka opowieści rysunkowych potrafi być bardziej głęboka i wieloznaczna. Thomas Ott - dobrzej już w Polsce znany szwajcarski artysta - zabiera nas do swojego enigmatycznego świata w czerni i bieli (głównie czerni), gdzie skupia nasze spojrzenie na zamrożonym momencie trwania. Jeżeli - zamiast szybko przekartkowywać – będziemy w „Cinema Panopticum” pilnie się wpatrywali, poczujemy delikatny powiew grozy, który - wychodząc z martwych kart komiksu - schłodzi nasze wciąż jeszcze żywe kości.

To że dostajemy drugie wydanie „Cinema Panopticum” może świadczyć o popularności prac Thomasa Otta w Polsce. Kultura Gniewu wydała w sumie już 6 jego komiksów. Nie ma pomiędzy nimi jakiejś istotnej przepaści formalnej. Autor Lasu ma swój wyrobiony warsztat oraz ukształtowaną wrażliwość, która dyktuje mu pomysły na następne książki.

Streszczanie fabuł szwajcarskiego artysty nie jest ani specjalnie sensowne ani też konieczne. Jego komiksy to cudeńka natury formalnej. Wiodącą rolę odgrywa tutaj - zbudowana za pomocą specyficznej metody graficznej - atmosfera świata przedstawionego. To między innymi z niej wypływają niepokojące treści tych mrocznych historii.

Metoda pracy Thomasa Ott nie jest łatwa. Z deski pokrytej czarną farbą pieczołowicie wydobywa on na świat swoje ponure rysunki przy użyciu cienkiego rylca. W efekcie przypomina to klasycznie wygrawerowane grafiki. Bardzo pracochłonna praca, którą trudno jest przecenić, zwłaszcza że idealnie spaja się ona z obraną narracją oraz tematyką opowieści.

W tym niemym komiksie mamy szereg elementów charakterystycznych dla gatunku szeroko rozumianej grozy. Niewesołe wesołe miasteczko, ponury opustoszały hotel, demoniczny doktor, postacie na skraju szaleństwa oraz śmierć we własnej osobie. Thomas Ott żongluje tutaj znanymi motywami, jednak robi to w taki sposób, że zawsze potrafi zaskoczyć czytelnika niepodziewanym rozwiązaniem danego wątku.

„Cinema Panopticum” to nie tylko jakaś opowieść z dreszczykiem, ale rzecz bazująca na ludzkich lękach i fobiach, głęboko ukrytych w ludzkiej naturze. Świat widziany oczami Thomasa Ott nie jest przyjaznym miejscem dla ludzi. Groza wyłania się spoza każdego węgła. Człowiek jest li tylko igraszką we władzy demoniczny sił, których nie jest w stanie ani poznać ani zrozumieć. Pocieszeniem dla czytelnika pozostaje chwiejne przekonanie o tym, że przecież prawdziwa rzeczywistość nie jest aż tak spaczona i zła. Chyba.

Klimat komiksów Otta porównuje się do filmów Davida Lyncha. Najbliżej mu chyba do również utrzymanej w estetyce czerni i bieli oraz niemal niemej Głowy do wycierania. Autor skończył studia filmowe w Zurychu, co wydało tutaj swoje owoce - „Cinema Panopticum” - co może zapowiadać już sam tytuł - ma bardzo filmową narrację. Brak tu jakiś eksperymentów z kadrowaniem, poszczególne grafiki wyglądają jak niezwykle dopieszczone storyboardy. Między innymi dzięki temu komiks ten ogląda się jak seans w kinie i aż chciałoby się zobaczyć „Cinema Panopticum” jako film animowany.

Można mieć pewien zarzut, że przez niewiele ponad 100 stron komiksu Otta przechodzi się aż nazbyt szybko, nawet jeśli na poszczególnych wycyzelowanych kadrach zawiesimy oko ciut dłużej. Trzeba jednak pamiętać, że nie mamy tutaj do czynienia czytadłem - przyjemnym pożeraczem czasu. „Cinema Panopticum” to obiekt artystyczny – rzecz piękna i sama w sobie. Możemy do niej wracać wielokrotnie i być może w morzu kresek odnajdziemy - pominięte wcześniej a znaczące - detale. Polecam kontemplować ten komiks w jesienne wieczory, lub po północy, ze stonowanym akompaniamentem muzycznym w tle. Choćby w wykonaniu Gerogea Sheringa, którego okładka płyty pojawia się w jednym z kadrów „Cinema Panopticum”. 

 

Autor: Jakub Gryzowski 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz