Nie ładnie się tak recenzentowi przyznawać, ale nie załapałem się ani na hype na „Jeża Jerzego”, ani nie czytałem „Pana Żarówki”. Sięgałem więc po „Fungae” jako świeżak, nie przygnieciony legendarnością obu twórców – Jeż Leśniaka jest wszak postacią kultową w polskim komiksie, a Wawszczyk, autor „Żarówki”, jest pierwszym Polakiem opublikowanym przez Fantagraphics. Czy to dobrze to, czy źle (mi trochę wstyd), to teraz zupełnie nieważne. Niewiedza nie przeszkadza mi bowiem wcale w docenieniu ich najnowszego dzieła.
Komiks ten to niezbyt skomplikowana opowieść, ale gdzieś pod nią kryje się bardzo trafna metafora ludzkiej egzystencji. Ojciec, matka i syn przedzierają się przez tajemniczą dżunglę. Brną przez nią powoli, ale sukcesywnie, świadomi śmiercionośnego ryzyka związanego z każdym postojem. Przyświeca im idea – trzeba iść, żeby żyć. Łudzą się, że gdzieś tam na końcu coś jest, jednak wędrówka wydaje się nieskończona, mozolna i trudna, bez perspektywy wypatrzenia jakiegoś celu na horyzoncie.
Wojciech Wawszczyk w tym komiksie dał od siebie pomysł – scenariusz najpewniej złożony głównie z opisów, gdyż dialogów znajdziemy tu całkiem niewiele. Mimo iż idea, którą chciał przekazać, jest jasna i dotyczy bezsensu naszej egzystencji, to jest to dość prosta historia, bez szczególnie mocno zarysowanej warstwy psychologicznej. Prawdziwym championem na ringu jest natomiast rysownik Tomasz Lew Leśniak, który jawi się jako gość z niesamowitym warsztatem. To nie jest nawet poziom zachodni, to jest po prostu absolutne mistrzostwo w sztuce komiksowej. Postacie to czystej wody cartoon. Bardzo istotny dla warsztatu rysownika są jego doświadczenia z animacją. Plansze w dużej mierze naśladują sekwencje filmowe, storybordy. Czuć dużo imitacji ruchu, postacie w kadrach są w dynamicznych pozach, jakby zaraz miały wyskoczyć z kart komiksu. Wielkie wrażenie robią również plansze rozrysowane na dwie strony. Dużo tu także gry kolorami, więc dżungla, mimo mroku, osiąga w różnych porach dnia odmienne barwy. Sporo tu też ohydztw, cielesności i brudu.
„Fungae” nie pozostawia złudzeń, to smutna opowieść. Trudno mówić tu o pięknie, ale brud Leśniakowych rysunków coś innego niż underground. Całość została narysowana z pietyzmem i głębokim zrozumieniem tego, jakie możliwości daje autorowi jego warsztat. Warsztat prawdopodobnie wykorzystany do maksimum. Może dla Wawszczyka to prosta historia, ale nie zdziwiłbym się, gdyby było to opus magnum Leśniaka. Więcej tak rysowanych polskich komiksów Wam i sobie życzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz