sobota, 10 września 2022

Negalyod. tom 2. Vincent Perriot

 

 

Komiks „Negalyod” jest przede wszystkim piękny graficznie. To głównie dlatego nie da się przejść obok niego obojętnie i jeśli cenicie graficznie wypieszczone frankofony, to musicie go nabyć. Stylem rysowania komiks ten czerpie bowiem garściami zarówno z mistrza Moebiusa jak i z patrona wszystkich szaleńców komponujących dziwnie plansze – Philippe Druilleta. Znajdziemy tu, mówiąc krótko, masę komiksowego mięsa. Same przedstawiane tu postacie to natomiast taki trochę realistyczniejszy Sfar, przez co w recenzji pierwszego tomu stwierdziłem, że to połączenie starej szkoły z nową. Myślę, że i teraz lepiej tego nie ujmę. Dorzucę do puli stwierdzenie, że jest tu też coś ze słynnego „Valeriana”. 

 



Warto też zaznaczyć, że autor – Vincent Perriot – ma przede wszystkim hopla na punkcie planów totalnych. To głównie za ich pomocą opowiedziany jest ten komiks. W gruncie rzeczy to bardzo nietypowe zagranie i między innymi dzięki temu „Negalyod” staje się dziełem osobnym, tak oryginalnym a zarazem efektownym. Co ciekawe, autor nie niszczy przez to rytmu opowieści. Narracyjnie wszystko tu gra i buczy. Na kartach komiksu ukazane są post-apokaliptyczne scenerie przedstawiające świat zalany przez oceany. To wszystko, wraz z mistrzowsko i brawurowo narysowanymi potworami morskimi, sprawia, że mamy do czynienia z czymś na kształt wodnej Diuny – co sugeruje już nawet sama okładka. Dodatkowo, tak jak w jedynce, są tu echa „Parku Jurajskiego”. W pierwszym tomie postacie poruszały się na dinozaurach, a tutaj pocinają po niebie na pterodaktylach. 

 



Teraz tradycyjnie przyjdzie mi napisać o fabule i muszę stwierdzić, że ta nie jest jakoś szczególnie nadzwyczajna. Nie ma co prawda dużych mielizn, czyta się to sprawnie i z zainteresowaniem, ale nie sądzę, by po lekturza zostało wam coś więcej niż wspomnienie ładnych obrazków. Do tego dochodzi problem z bohaterami. Postacie są totalnie płaskie i nieciekawe. Jestem tydzień po lekturze tego komiksu i nie pamiętam nawet, jak się nazywały, co je charakteryzowało, jakie miały aspiracje. 

 



Autor „Negalyod” jest moim rówieśnikiem. Cholernie zazdroszczę mu talentu i tego, co potrafi wyczarować na kartach swoich komiksów. Być może nie zasłużył jeszcze na określenie go jednym z najlepszych komiksiarzy swojego pokolenia (acz to pewnie wina pretekstowych fabuł, gdyż jakieś nagrody ma już na koncie), ale talent do grafik ma nieprzeciętny. Jestem bardzo ciekawy innych dzieł tego autora i myślę, że praca z dobrym scenarzystą mogłaby tu uczynić cuda. Wszak graficznie jest już bardzo dobrze

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz