Rarytas wśród queerowych komiksów. Alegoryczna baśń, ale przy tym również niejednoznaczna historia kobiety, która przywdziewa męską skórę, by zbliżyć się do swego przyszłego męża gustującego właśnie w pięknych chłopcach. Gdy aranżowane małżeństwo dochodzi do skutku, para nie przestaje spotykać się jako mężczyźni, co w rezultacie prowadzi do wielu ciekawych wydarzeń.
Opowiedziana jak baśń historia dotyka mocno współczesności i problemów z tożsamością płciową. Mimo iż moim zdaniem dużo takich tworów kultury ostatnio, to „Męska skóra” zdecydowanie broni się na ich tle, bo jest po prostu mądrze napisanym komiksem. Szukając jej odpowiedników w kulturze, wskazałbym na „trylogię życia” Piera Paolo Pasoliniego, którą stanowią: „Dekameron”, „Opowieści kanterberyjskie” oraz „Kwiat tysiąca i jednej nocy”. Podobnie jak „Męska skóra” są one opowieściami w kostiumie i przy okazji afirmacją życia. Niesamowity jest zachwyt Huberta (nie będę mu do łóżka zaglądał i pytał o tożsamość płciową, bo to chyba nie miał być taki zmyślny coming out?) nad młodym, męskim ciałem. Ten komiks aż tym ocieka i jestem pewien, że wielu wkurwionych odbiorców nie będzie mogło tego znieść. No cóż, chuj im w oko, żeby nie docenić tej opowieści trzeba nie mieć serca bądź nie potrafić postawić się w sytuacji, w jakiej są bohaterowie zamieszkujący świat, gdzie nie akceptuje się ich seksualności. Świat będący jakby połączeniem średniowiecznych i renesansowych Włoch (nie zauważyłem, żeby było to jakoś dokładnie usytuowane historycznie, a z tymi okresami mi się kojarzy). Co ciekawe, są tu też piękne kobiety, ale z racji tego, że mamy do czynienia z opowieścią z punktu widzenia mężczyzn (czy też kobiet przebranych za mężczyzn – tu się właśnie wkrada ta niejednoznaczność), to właśnie elementy chłopięcego piękna stawiane są na piedestale. Jest to też jednak na pewnym poziomie smutna opowieść, bo traktuje o okłamywaniu siebie samego i stawaniu w roli, w której nie do końca dobrze się czujemy, ale wymuszają to na nas konwenanse. O zatajaniu tożsamości seksualnej, oszukiwaniu się i niezgadzaniu w 100% z własną płciowością.
Graficznie jest przynajmniej dobrze i brawa dla Huberta za wybieranie sobie plastyków do współpracy. Być może to rzecz prostsza graficznie i o jeden poziom mniej piękna niż nomen omen „Piękna ciemność” i „Piękna”, bo zdecydowanie czuć cyfrę w realizacji (kolory). Na tym jednak moje marudzenie się kończy, od strony narracji obrazem i ukazania piękna postaci za pomocą cartoonu jest bowiem znakomicie. Mimo iż pozornie marudzę, że poprzednio było lepiej, to trudno wyobrazić sobie, żeby ktoś zilustrował ten komiks lepiej niż Zanzim. Do tego dochodzą elementy malarstwa średniowiecznego (i nie tylko) świetnie uchwycone na niektórych planszach i przeszczepione na grafikę cartoonową.
Nie będę ukrywał, że jako fan Pasoliniego jestem tym komiksem – zarówno od strony fabularnej jak i graficznej – totalnie oczarowany. Mam też nadzieję, że może otworzy on głowy niektórym ludziom, sprawi iż będą w stanie w końcu postawić się w sytuacji, w jakiej znajdują się ludzie przez całe życie zmuszani do życia w świecie, który nie akceptuje ich seksualności. Ten rok jest w komiksowie zdecydowanie rokiem Huberta a „Męska skóra” to jeden z najlepszych albumów, jakie w 2022 ukazały się w naszym smutnym kraju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz