Powroty bywają różne. Prawie zawsze towarzyszą im intensywnie zastrzyki melancholii, nostalgii i smutku. Przestrzeń tego, co minione, wciąż się powiększa. Sięgając pamięcią wstecz nieraz kreujemy swoje wspomnienia, to i owo upiększamy, przestawiamy dekoracje, zamieniamy imiona. To, co pozostaje, nie jest już tym, czym było wcześniej, lecz stanowi sens naszego dalszego trwania. Tak przynajmniej lubimy myśleć. Ambitną próbę uchwycenia czasu utraconego podjął Paco Roca w swojej powieści graficznej „Powrót do Edenu”.
Hiszpański twórca zaczyna snuć swą wielowątkową opowieść od sugestywnej refleksji: „(...) wszyscy rozbłyskujemy na krótką chwilę wraz z innymi iskierkami na tle czerni niebytu”. Jak ocalić cokolwiek z nieustającego przepływu czasu, który wymazuje nasze życie? Jest parę rozwiązań: rysunek, pismo i... fotografia. To właśnie zdjęcie pewnej rodziny – niczym Proustowska magdalenka zanurzona w kawie – staje się pretekstem do podróży w przeszłość.
Poznajemy Antonię, młodą dziewczynę, która żyje w wielodzietnej rodzinie w Hiszpanii czasów reżimu gen. Franco. Nie był to łatwy czas. Nieustanna bieda, dojmujący głód, niepewność jutra oraz strach przed denuncjacją – a to wszystko połączone z wciąż tlącą się traumą po niedawno zakończonej wojnie domowej. Mimo iż Roca w sposób pieczołowity odmalowuje scenerię życia swoich bohaterów, zajmując jednoznaczne stanowisko polityczne w ocenie wojskowej dyktatury oraz złowrogiego wpływu kościoła katolickiego, jego głównym tematem - podobnie jak w komiksie „Dom” - pozostają trudności i złożoność relacji rodzinnych.
Hiszpański artysta powoli odkrywa przed nami karty historii swoich postaci. To on, a nie główna bohaterka, jest narratorem opowieści. Widzimy kolejne fotografie, od nich przechodzimy do zawiłości losów braci, sióstr, a przede wszystkim rodziców Antonii. Narracja tkana jest z fragmentów tych nierzadko dramatycznych życiorysów, które funkcjonują w opowieści osobno, następnie mozaikowo przenikają się, aż w końcu tworzą nierozerwalną całość, która zawiera konkretny sens. Dzięki temu zabiegowi czytelnik nie może sobie pozwolić na „luksus” jednoznacznej i szybkiej oceny moralnej protagonistów.
Jednym z istotnych wątków przewijających się przez komiks jest determinizm życia kobiet, które pozbawione możliwości samostanowienia oraz swobód jakie mają mężczyźni, przeznaczone są do roli żon i matek, co najczęściej oznacza niemal niewolniczą pozycję praczek i kucharek. Brak chęci ze strony rodziców, głównie ojca, do edukowania swych córek oraz wpływ specyficznie pojętej chrześcijańskiej moralności, cementuje ten patowy układ. Zdarzają się jednak ludzie dobrej woli - prześwity w tej mrocznej pułapce – którzy rysują swoją postawą szansę innego życia. Jest też w końcu świat wyobraźni, w który Antonia ucieka przed nazbyt brutalną rzeczywistością.
Kolejnym tematem powieści graficznej Rocy jest problem hierarchicznego, patriarchalnego modelu rodziny. Prawie wszyscy mężczyźni odmalowani w komiksie - a przede wszystkim głowa rodziny Vicente – to ludzie słabi, ulegający prostym namiętnościom i niemal pozbawieni empatii. Swoje frustracje, wywołane nędzą, nadmiarem odpowiedzialności i własnymi ułomnościami, wyładowują na kobietach – rzeczywistych bohaterkach komiksu.
Codzienne życie zwykłej kobiety w Hiszpanii lat 40' nieraz wymuszało na nich postawy heroiczne. Bo czy nie jest heroiczne utrzymywanie całego domu w stabilnym porządku przy znikomych zasobach materialnych? Czy nie jest heroiczna rezygnacja z samej siebie dla wygody życia męża, dziecka? Myślę, że jest. I to smutny, często niedoceniany, niemal niezauważany heroizm, o który upomina się hiszpański twórca, oddając swym komiksem swoisty hołd kobietom z przeszłości i nie tylko.
Forma graficzna Powrotu do Edenu przypomina to, z czym mieliśmy do czynienia przy okazji polskiej premiery komiksu „Dom”. Ta sama kreska oraz oszczędne użycie koloru. Coś w tych obu dziełach jest takiego, że wydają się one klasykami już w momencie wydania. Być może przyczynia się do tego subtelny i jednocześnie stonowany sposób opowiadania historii, pozbawiony progresywnych eksperymentów rozbijających ramy kadru. Historia toczy się jak w dobrym filmie z kinematografii narodowych lat 60' czy 70'. Samo zresztą kino pojawia się w komiksie dosłownie, jako miejsce ucieczki od świata pełnego znoju i cierpień.
Roca we wspaniały sposób wykorzystuje medium komiksowe, gdy narrację realistyczną, co jakiś czas przetyka fragmentami onirycznymi, bądź symbolicznymi. Jeden z takich momentów wypadł wyjątkowo poruszająco, gdy oglądamy serię kadrów, w których nienaturalnie duża Antonia, jako już dorosła osoba obejmuje swymi długimi ramionami wszystkich członków rodziny, a na następnych grafikach przedstawiających upływ czasu, już tylko kilku, dwóch, jednego i w końcu będąc staruszką zostaje sama zamknięta w prostokącie kadru. Niektóre rysunki Rocy, pozbawione dialogów oraz jakichkolwiek napisów układają się w podobny ciąg montażowy pełen niezwykle intensywnego napięcia oraz mocy emocjonalnego oddziaływania. Ponownie przychodzi mi tu na myśl kino, tym razem nurt włoskiego neorealizmu. To podobny nastrój opowiadania o zwykłych sprawach i zwykłych ludziach z należną im uwagą i szacunkiem. Bardziej Vittorio De Sica niż Ettore Scola.
Powrót do Edenu nie ustępuje w niczym Domowi. Czytając jedną i drugą opowieść odnosimy wrażanie niezwykłego autentyzmu opisywanych zdarzeń. Mimo smutnych, czasem tragicznych konstatacji, zaprezentowana historia nie jest pozbawiona elementów budujących. Hiszpan nie przeprowadza radykalnej krytyki podstawowej komórki społecznej na rzecz jakiegoś alternatywnego modelu relacji między krewnymi. Mimo iż życie Antonii – delikatnie mówiąc - nie było usłane różami, to gdy jako staruszka patrzy ona na stare fotografie, do których jest niezwykle przywiązana, cofa się do czasów młodości i najpewniej wspomina rzeczy piękne. Być może obraz swojej przeszłości rekonstruuje z poprawkami, lecz - jakby nie było - ta przeszłość jest bogata w relacje uczuciowe z matką, siostrami oraz niektórymi braćmi. Te uczucia istniały i istnieją nadal, są jedyną realnością, która ostaje się spod miażdżącego koła czasu bez reszty pochłaniającego tymczasowe konstrukcje organizacji władzy politycznej i społecznej. W tym znaczeniu wymowa komiksu jest konserwatywna.
Autor:Jakub Gryzowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz