czwartek, 6 maja 2021

Black Hole. Charles Burns

 


Nie każdy jest gotów wpaść w Czarną Dziurę. Charles Burns etap dojrzewania przedstawia jako moment przejścia - próg obłędu, za którym otwiera się czarna pustka kosmosu. Szaleństwa młodości uzyskują tu nowe znaczenie. Każdy element świata przedstawionego jest dziwny, wieloznaczny. Nic nie jest stałe, jedno przelewa się w drugie. Euforia sąsiaduje z grozą. Decyzje bohaterów są nieodwołalne i napiętnowane patosem. Wszystko razem spowija wizja narkotycznego snu, z którego nie sposób się wyzwolić. Oto psychodeliczny świat Charlesa Burnsa. 
 
Autor „Black Hole” dał się poznać polskiemu czytelnikowi już w roku 2001 za sprawą komiksu pt. „El Borbah”. Już na początku tej lektury miałem wrażenie, że jest zupełnie inna od wszystkiego, co do tej pory przeczytałem. Historia nawiązywała do kina noir. Detektyw w stroju meksykańskiego zapaśnika, przeżywał surrealistyczne przygody, spotykając na swej drodze mniej lub bardziej poronione postacie. Jeśli to wydawało się dziwne, to jak nazwać „Black Hole”? 
 

 
Charles Burns pracował nad swym opus magnum 10 lat. Teraz otrzymujemy już trzecie i poprawione polskie wydanie tego komiksu. Oprócz motywacji komercyjnych, decyzja o wznowieniu „Black Hole” ma może jeszcze jedno uzasadnienie. Klimat paranoi, lęku przed niewidzialnym wirusem oraz zmianami, które odtykają nasze ciało, idealnie wpisuje się w histeryczny klimat obecnej pandemii.

Historia Burnsa rozgrywa się w środowisku amerykańskiej młodzieży licealnej. Daleko jesteśmy tu od atmosfery „High school musical”, chociaż pewne standardy zostają odegrane: poznajemy Roba, który na lekcji biologi, przy sekcji zwłok żaby, przeżywa miłosną fascynację koleżanką z klasy Chris. Ten typowy dla opowieści o młodych ludziach punkt wyjścia, od razu zostaje przełamany. Czarny otwór rany płaza wywołuje w umyśle głównego bohatera ciąg obsesyjnych skojarzeń obrazowych. Skaleczona podeszwa stopy, rozdarta skóra na kobiecych plecach, zakryte dłonią kobiece łono. Te motywy w różnych konfiguracjach i z dodatkami będą wracać w dalszej części opowieści, ale nigdy nie poznamy wyczerpującej odpowiedzi, co do ich prawdziwej istoty.
 
Z każdą kolejną stroną „Black Hole” robi się coraz dziwniej. Młodzi ludzie odurzeni alkoholem i narkotykami snują się po podmiejskim lesie. Jest mowa o „francy” - tajemniczej chorobie wenerycznej dotykającej młodych ludzi, która wywołuje różnego typu deformacje. Czasem jest to np. - żyjąca własnym życiem - odpychająca narośl na ciele. Czyżby to jakiś sygnał z innego wymiaru, który próbuje się w ten organiczny sposób zamanifestować? 
 
 

 

Eliza, dziewczyna mieszkająca z podejrzaną bandą ćpunów, posiada niewielki ogon. U Chris zmiany dopiero się zaczynają i wywołują w niej przerażenie. Reakcja rówieśników na „francę” to pogardliwa odraza. Deformacje są wstydliwe, trzeba je ukrywać i z nikim o nich nie mówić. W lesie mieszka grono dziwolągów wykluczonych poza margines społeczny, gdyż przeobrażenie ich ciał jest aż nadto widoczne. Są inni.

Czytelnik nie ma wątpliwości – tajemnicza choroba to miłość, pierwsze fazy odkrywania jej cielesnego oblicza, które w ujęciu Burnsa przedstawione jest jako body horror a'la David Cronenberg. Ta opowieść inicjacyjna, w której z jednego wątku przeskakujemy na drugi, po czym wracamy do pierwszego, przetykana jest dygresjami, retrospekcjami i wstawkami onirycznymi. Przy czym sny bardzo często mają podłoże erotyczne. Tożsamości bohaterów są płynne, zmieniają się. Narracja komiksu jest zaburzona i nielinearna jak w hipnotycznym śnie rodem z filmów Dawida Lyncha.
Skoro już o amerykańskim reżyserze mowa, to warto wspomnieć, że w „Black Hole” sporo jest atmosfery z serialu „Twin Peaks”, który pod pozorem sielankowego kina dla młodzieży, skrywał z wolna się odsłaniającą mroczną tajemnicę. Postawa młodzieńca przechodzącego proces dojrzewania (czyli podlegającego nieustannej zmianie) to idealne pole dla artystycznych poszukiwań, ponieważ jest ona autentyczna nawet w swych najbardziej absurdalnych dążeniach, które do tego są niezwykle silne i przesycone skrajnymi emocjami. Idealny materiał na film, lub komiks.

Dużą rolę w pracy Burnsa odgrywają używki. Pojawiają się wszędzie i we wszystkich okolicznościach - na imprezach, na spacerze, gdy bohaterowie przeżywają ekstatyczne uniesienie, lub staczają na dno rozpaczy. Marihuana, alkohol, kwas. To one stają się przepustką do innego świata, przyśpieszają przemiany i nakręcają kołowrotek obsesyjnych myśli, miarowo popychając komiksowe postacie w stronę Czarnej Dziury. Dzięki motywowi narkotycznemu uprawomocnione są wszelkie „odjechane” eksperymenty narracyjne autora, a także niekiedy zupełnie abstrakcyjne zachowania bohaterów.
 
 

 

Charels Burns projektował okładki płyt i strony tytułowe dla popularnych amerykańskich pism. W „Black Hole” każdy kadr jest sugestywny, przykuwa. Postacie wyglądają trochę jak zdjęte z plakatu. Zdumiewa ogrom precyzji oraz pracy włożonej w każdą stronę tej opowieści. Przychodzą mi na myśl równie niepokojące grafiki Daniela Clowesa, którego dodatkowo łączy Burnsem podobny – krytyczny i jednocześnie szyderczy - stosunek do tzw. „amerykańskiego stylu życia” i amerykańskiej kultury.
Interesujące jest jak Burns przedstawia przyrodę. Las to mroczne miejsce, w którym wszystko może się wydarzyć. Posiada ono tajemny związek z kosmosem, a jednocześnie kryje się w nim bardzo przyziemny koszmar - wizja rozpadu i śmierci, wiecznego gnicia. Gałęzie drzew wydają się mieć macki, które przyciągają ku sobie. W ogóle każda rzecz, którą rysuje autor „El Borbah” - choćby była zupełnie zwyczajna - posiada w sobie jakieś niepokojące życie, które puszcza do nas – czytelnika – porozumiewawcze oko zza drugiej strony.

Dla amatorów opowieści dziwnych, mrocznych i niejednoznacznych „Black Hole” to pozycja obowiązkowa, która będąc niezwykle dojrzałym i pełnym dziełem artystycznym, nie ma sobie równych w świecie opowieści obrazkowych. Mimo iż przygody młodości przedstawione są w niej jako odrażający koszmar, to jednak odmalowanemu (odrysowanemu?) światu nie brak uroku i daru przyciągania. Wiedzeni sentymentalizmem nieraz przecież przenosimy się myślą do czasów, kiedy to niejedna, dziś już zupełnie powszednia rzecz, budziła nasze zdziwienie lub strach. Zapewne to dobrze, że ten irracjonalny ciężar zrzuciliśmy z barków idąc z orężem racjonalizacji w dorosłe życie, ale jednocześnie niepowrotnie zamknęliśmy za sobą magiczną ścieżkę, której sens na zawsze pozostanie dla nas tajemnicą. Tej tajemnicy możemy się jednak ponownie przypatrywać, a to za sprawą takich arcydzieł jak „Black Hole”. 
 
Autor:Jakub Gryzowski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz