wtorek, 12 listopada 2019

Mity Cthulhu. Breccia/Busgaglia




Obecnie mamy w Polsce jakiś mały boom, bo na rynku jest już kilka świeżych komiksów powiązanych z Lovecraftem. Wychodzą między innymi mangowe adaptacje jego opowiadań (nie czytałem ich jeszcze) i komiksy Alana Moore'a mocno inspirowane prozą Samotnika z Providence (to znowuż niestety dość słabe pozycje). Non Stop Comics postanowiło jednak dostarczyć nam jeszcze więcej i posłało na rynek zebranych w jednym tomie kilka opowiadań Lovecrafta przełożonych na język komiksu przez wybitnego w swoim fachu Alberto Breccie, o którego genialnym „Mort Cinderze” pisałem już na łamach Mortal (klik).

124 stronicowy zbiór zawiera w sobie 9 opowiadań Samotnika z Providence, przełożonych na język komiksu. Trudno powiedzieć, czy to faktycznie te najlepsze ale według mnie selekcja jest bardzo udana. Nie mniej niż połowa z nich to klasyki, a ich treść jest dobrze dopasowana do stylu Breccii. Nie zabrakło tu między innymi „Zgrozy w Dunwitch”, jak i słynnego „Zewu Cthulhu”. Jest również „Kolor z innego świata” i „Widmo nad Innsmouth”. Dodatkowo podczas lektury czuć, że to opowieści z jednego uniwersum. W większości utworów pojawia się przykładowo dobrze znany miłośnikom popkultury bluźnierczy Necronomicon. Co ciekawe, z jednej strony wszystkie historie trzymają się dość wiernie źródłowej treści, ale z drugiej trzeba przyznać, że w ostatecznym rozrachunku zostały bardzo oryginalnie przetworzone przez wyobraźnię i warsztat twórcy. Breccia jest wszak artystą niebanalnym i zdecydowanie zostawił swój ślad na spuściźnie Lovecrafta, i powiadam Wam, że dzięki niemu spojrzycie na jego twórczość nowym okiem. 


Rysownik nie pracował jednak sam przy utworach zebranych w tym albumie. W większości opowiadań za adaptację z literatury odpowiada Norberto Busgaglia, który okrasił te historie bardzo dużą ilością tekstu. Co ciekawe nie zaszkodziło to zbytnio „komiksowości”. Na planszach wszystko prezentuje się bardzo udanie – czyta się te opowieści bez poczucia przytłoczenia obrazów przez tekst i jakiegokolwiek zgrzytu w warstwie narracyjnej. Niemniej nieco umniejszę Busgagli, bo ostatecznie kluczowe elementy treści (zjawiska nadprzyrodzone i niezwykłe istoty) są już tylko wytworem talentu Breccii. Mityczne stworzenia z twórczości Lovecrafta w obrazach innych interpretatorów są zawsze bardzo konkretne, wręcz namacalne, zaopatrzone w mnogość macek i innych przerażających atrybutów przynależnych do opisów plugawych okropieństw, które produkowała jego wyobraźnia. Tak jakby stawiali sobie za punkt honoru zobrazować twory tak dziwne, nienaturalne i przerażające, że ich widok wręcz potrafi doprowadzić patrzącego na nie do obłędu. Breccia natomiast, gdy ukazuje istoty z prozy Samotnika z Providence, sięga chętniej po rożne kierunki plastyczne znane bardziej z historii malarstwa niż annałów komiksu: surrealizm, abstrakcję i  ekspresjonizm, a czasem i miesza wszystko naraz, ukazując wszelkie stwory bardzo umownie. Skrywa ich kształty w mroku swojego rozmazanego bóg wie czym tuszu. Wszelkie techniki, które odważnie stosuje autor są doprawdy nie z tego świata, niemal tak oryginalne dla medium komiksowego, jak wytwory wyobraźni Lovecrafta dla ówczesnego mu horroru. Warto zaznaczyć, że Breccia bardzo udanie łączy te typowo malarskie, umowne style z charakterystycznym dla komiksu, do bólu realistycznym rysunkiem.  


Nie jestem specjalistą od komiksowych adaptacji Lovecrafta (sporo tego i ponoć wiele tego typu tworów to słabizny, więc nie zagłębiałem tematu porządnie), ale postawiłbym sporo kasy na to, że Breccia zrobił te z najwyższej półki, jeśli nie najlepsze. Dzięki swojej pomysłowości i otwartości na różne techniki osiągnął bardzo oryginalny, odmienny od innych tego typu utworów efekt. Oczywiście, autor ten zapisał się w historii komiksu już „Mort Cinderem”, ale „Mity Cthulhu” niczym nie ustępują mu jakością i tylko potwierdzają klasę twórcy, który jest jednym z największych wizjonerów opowieści obrazkowych. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz