czwartek, 14 marca 2019

Ludzie Północy. Tom 3. Saga europejska.


„Ludzie Północy” pisani przez Briana Wooda nie są wielką sagą o wikingach. Nie są też serią trzymająca się konkretnych bohaterów, a antologią zbierającą kilkuzeszytowe, zamknięte opowieści o różnych ludziach, dziejące się w różnych okresach. Daje to scenarzyście szansę szerokiego ukazania tematyki, ale sprawia też, że komiks dotyka przykra epizodyczność, bo brak tu postaci, do których można byłoby się przywiązać i im kibicować. O każdym z bohaterów zapominamy zaraz po zakończeniu jego historii. Autor ma najzwyczajniej za mało miejsca, by nakreślić głębiej ich sylwetki. Czuć, że to zdolny twórca, który nie idzie na łatwiznę, ale wydaje mi się, że  obierając taką formułę sam przekreślił swoje szanse na stworzenie zapadającej w pamięć opowieści. 


Seria ma jednak swoje plusy. Wyróżnia się wśród  dzieł o wikingach między innymi tym, że autor nie skupia się na łupieżczych wyprawach brodatych mięśniaków. Zamiast tego kreśli portrety bohaterów żyjących w trudnych czasach, uprawiających nieurodzajną ziemię – ludzi, którym odmarzają dupy podczas siedmiomiesięcznego okresu zimy, których rodziny zabiera zaraza, nieszczęśników pozbawionych boskiej przychylności. Interesują  go odszczepieńcy, a nawet marginalizowane w takich opowieściach kobiety. To wszystko sprawia, że  jednak warto sięgnąć po ten komiks jeśli – tak jak ja – jesteście zainteresowani życiem wikingów, bo co by nie mówić o komiksie Wooda, to trzeba przyznać, że scenarzysta dobrze odrobił lekcje historii.

Pomimo wyraźnych starań autorowi nie udało się stworzyć czegoś, co zostanie okrzyknięte klasyką i zapamiętane na dekady. Ciężko uniknąć porównania dzieła Wooda z serialem „Wikingowie” – zwłaszcza, że w tym tomie autor podjął temat oblężenia Paryża przez ludzi północy, czyli wątku zobrazowanego również w produkcji History Channel. Niestety w tym zestawieniu komiks nie wypada zbyt korzystnie. Zdecydowanym plusem są świetne rysunki Simona Gane, którego kreska kojarzy mi się bardziej z komiksem niezależnym niż mainstreamem, ale i tak to nie wystarczyło by konkurować z widowiskiem zaoferowanym widzom przez telewizję. Walka była nierówna, bo film pewnie bardziej potrafi przemówić do odbiorcy, ale przecież przez lata komiksy Vertigo wygrywały triumfalnie takie starcia oferując rozrywkę przewyższającą jakością niejeden celuloidowy wytwór kultury popularnej.



Skoro już wspomniałem o grafikach, to muszę je teraz bardzo pochwalić. To pierwsza odsłona tej serii, w której nie było ani jednego (zmieniają się co historię) słabego rysownika. Warstwa plastyczna trzeciego tomu przemawia do mnie bardziej niż poprzednich. Gdyby taki poziom utrzymywał się od początku, seria zyskałaby dużo w moich oczach.

Niech Was nie zmyli logo Vertigo na okładce, które zazwyczaj (przynajmniej w naszym kraju, do którego najczęściej docierają nieprzeciętne pozycje z tej stajni) kojarzy się z bardzo dobrą lekturą. To, że takie serie jak „Ludzie Północy” znajdują miejsce na naszym rynku świadczy o jego rozwoju. Jest już tylu odbiorców i takie zapotrzebowanie, że spokojnie poradzą sobie nawet średniaki. Nie jest to oczywiście pozycja całkowicie zła, więc osobiście nie skreślam Wooda jako artysty i z ciekawością sięgnę po jego inne komiksy, jeśli pojawią się w naszym kraju.


1 komentarz:

  1. Czy czytałeś może "Sagę winlandzką" i jesteś w stanie ją jakoś porównać z "Ludźmi Północy"?

    OdpowiedzUsuń