IX wiek.
Bohaterowie serii Rycerz Wojmir i mnich Jakusz, podążają z grupą
zbrojnych w okolice Grodów Czerwieńskich. Mają się tam spotkać z
orszakiem księżniczki Dobroniegi, która ma zostać wydana za
księcia Kazimierza. Plany zostają pokrzyżowane przez grupę pogan,
którzy atakują odział eskortujący białogłowę. Odpowiedzialni
za atak, zezwierzęceni, groteskowi ludzie z plemienia Wilkunów mają
co do niej pewne plany, więc porywają księżniczkę. Ich śladem
ruszają nasi protagoniści.
„Romowe”, pierwszy tom serii „Lux
in Tenebris” nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. Nie zachwycał
ani pretekstowy, miejscami irytujący (źli poganie, szlachetni i
dobrzy chrześcijanie) scenariusz Sławomira Zajączkowskiego, ani
rysunki Huberta Czajkowskiego. Między innymi dlatego „Wilcza
gontyna”, druga odsłona tej serii, przeleżała na mojej półce
dobre dwa lata nim po nią sięgnąłem. Niedawno ukazał się trzeci
tom tej historii, przypomniałem sobie więc o tej zaległości i
postanowiłem ją nadrobić.
Stwierdzenie, że jakaś seria „ z
czasem się rozkręca” nie jest najfortunniejsze ani dla twórców,
ani dla recenzenta. Niemniej w przypadku „Lux in Tenebris” trzeba
przyznać, że drugi tom jest napisany znacznie lepiej niż pierwszy.
Zajączkowski, autor znany głównie z historycznych komiksów
wydawanych przez IPN, nigdy nie stał w grupie twórców którymi
jestem zainteresowany, ale tym tomem zyskał moją uwagę. Przede
wszystkim, pisząc „Wilczą gontynę” uniknął przykrej sztampy
i infantylizmu, który cechował pierwszą odsłonę tej serii.
Rozkręcił się, wczuł w realia i stworzył opowieść do głębi
emocjonującą, mroczną i pełną dramatyzmu. Co prawda podział na
dobrych chrześcijan i złych pogan jest dalej widoczny, ale plemię
krwiożerczych Wilkunów zostało wykreowane bardzo przekonująco i
faktycznie budzi grozę u czytelnika.
Przyznam się jednak, że po „Lux
in Tenebris” nie sięgałem ze względu na scenariusz. Rysownik
Hubert Czajkowski jest dla mnie bardzo ważną postacią. To
legendarny grafik znany mi z magazynu o grach RPG „Magia I Miecz”,
który kształtował moją wrażliwość na sztuki wizualne gdy byłem
dzieckiem. Od tego czasu minęły pewnikiem z dwie dekady. Styl
Czajkowskiego ewoluował, zmienił się, zdaje się, że powodem jest
fakt iż zaczął korzystać przy pracy z komputera. Zmiana warsztatu
wymusiła rysowanie grubszą kreską, co zdecydowanie szkodzi i
odejmuje uroku jego rysunkom. Mimo iż jego grafiki już mnie tak
mocno nie urzekają, to przyznam, że dalej czuję do jego prac
sentyment. Tym bardziej smuciło mnie, że w pierwszym tomie nie do
końca radził sobie jeszcze z komiksową narracją. Trzeba jednak
pamiętać, że Czajkowski za komiks na poważnie wziął się bardzo
późno, bo pierwszy tom „Lux in Tenebris” był jego albumowym
debiutem– ilustrowanie książek i artykułów to wszak inna para
kaloszy, a przez lata tym się głównie zajmował. Czytając „Wilczą
gontynę” odczułem, że rysownik dokonał sporego progresu i coraz
lepiej zaczął rozumieć język komiksu. Co więcej, turpistyczne,
ekspresyjne rysunki świetnie zgrały się ze scenariuszem
Zajączkowskiego, opisującym brudne, mroczne średniowiecze.
„Lux in Tenebris” nie jest wybitną
serią, ale drugi tom udowadnia, że ma potencjał by stanąć w
szranki z frankofońskimi czytadłami tego typu. Odbiorcom pozostaje
jedynie trzymać kciuki i liczyć na tendencję zwyżkową w kondycji
obu twórców. Oby tylko wiatr dostatecznie mocno wiał w ich żagle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz