Tekst pierwotnie ukazał się na łamach Wirtualnej Polski.
Autor wybitnych „Rycerzy Świętego Wita” i współzałożyciel słynnego wydawnictwa L'Association, David B. jest jedną z najważniejszych postaci światowego komiksu. To twórca wielokrotnie nagradzany i bardzo wpływowy, którego dziś na całym świecie podrabia cała masa artystów tworzących powieści graficzne. W Polsce jego prace od wielu lat wydaje Kultura Gniewu, która obecnie zaprezentowała nam jego najnowszy komiks.
Album „Hasib i królowa węży” oparty jest o fragmenty „Księgi tysiąca i jednej nocy”. Scenariusz ma więc konstrukcję szkatułkową. Tytułowa historia jest dla Szeherezady zaledwie punktem wyjścia dla następnych, pomniejszych i pointą domykającą klamrę fabularną, gdyż opowieść na końcu łączy się w całość wracając do wątku o Hasibie i niczym mityczny wąż uroboros połyka swój ogon. Bardziej niż sama historia – mimo iż ta została opowiedziana znakomicie – ważna jest tu jednak forma w jakiej David B. podaje treść, która jest tylko pretekstem do snucia graficznej narracji. Dostajemy więc graficzny majstersztyk, będący przy okazji znakomitym nawiązaniem do idei „Księgi tysiąca i jednej nocy”, bo tu nie jest istotne to co się opowiada. Ważny jest sam akt opowiadania.
Amerykanie mają dobre określenie na to co zostało nam tu zaserwowane: „instant classic”, czyli coś co od razu staje się klasykiem. Tak też jest w tym przypadku, bo dostajemy utwór w którym poetyka starych grafik zostaje znakomicie przefiltrowana przez komiksową wrażliwość jednego ze współczesnych klasyków narracji wizualnej. Z pozoru narysowana jest w prosty, charakterystyczny dla tego autora sposób, i osadzona w estetyce którą najłatwiej przyrównać do cartoonu, przy czym znakomicie koresponduje z ilustracjami jakie można znaleźć w „Księdze tysiąca i jednej nocy”. Również kolorystyka ma za zadanie naśladować grafiki które zdobią literacki odpowiednik opowieści Szeherezady.
Mimo iż „Hasib i Królowa Węży” jest na każdym poziomie dziełem znakomitym, nie jest komiksem który przyprawił mnie o szybsze bicie serca. To dlatego, że śledzę twórczość Francuza i wszystko co o tym komiksie napisałem wiedziałem w gruncie rzeczy, nim otworzyłem jego okładki. David B. swoje opus magnum („Rycerze Świętego Wita”) ma już za sobą, i teraz nie schodzi poniżej wyznaczonego wcześniej wysokiego poziomu. Fakt, że autor nie zaskakuje, i dostajemy dzieło, o którym jeszcze przed lekturą wiemy, że będzie skrojone na miarę, pozostaje jedynym poważnym problemem tego albumu. Albumu który jest jednym z najlepszych komiksów które ukazały się w tym roku w naszym kraju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz