czwartek, 22 czerwca 2017

Kaznodzieja - Garth Ennis i Steve Dillon

Tekst pierwotnie ukazał się na łamach Wirtualnej Polski.


Garth Ennis to kultowy scenarzysta pochodzący z Irlandii. Swój status zawdzięcza głównie legendarnej serii "Kaznodzieja" - na sklepowe półki właśnie trafiło drugie wydanie tego komiksu. Opasłe tomiszcza zostaną opatrzone twardą oprawą i będą zawierały po kilka tomów serii. Popularność ponad 20-letniego komiksu rozbudził na nowo serial stacji AMC, który w lipcu ruszy z drugim sezonem. I choć pierwsze odcinki zbierały pozytywne recenzje, to nie da się ukryć, że komiksowy pierwowzór nie ma sobie równych.  

W niebie mają spory problem. Po pewnym mezaliansie - romansie demona i anioła - Bóg z niewiadomych przyczyn porzucił swoje stanowisko. Odszedł, zniknął, poszedł w cholerę. Prawdopodobnie ma to związek z tym, że ten dziwny związek zrodził potężny twór zwany Genesis, który skierował się na Ziemię i ukrył w ciele młodego kaznodziei Jessego Custera. Naznaczony przez nieznaną siłę ksiądz odkrywa w sobie boską moc i rusza w drogę przez Stany Zjednoczone w poszukiwaniu Wszechmogącego, któremu ma do zadania parę pytań.  Towarzyszy mu jego była dziewczyna Tulip i irlandzki wampir Cassidy, barwne duo, które gwarantuje, że zarówno Wielebny jak i czytelnik nie będą się nudzili w trakcie tej podróży.  



Pisząc "Kaznodzieję" Ennis przeskakuje między gatunkami, serwując nam opowieść drogi, western, urban fantasy, horror, a nawet romans. Wszystko doprawia dużą dawką przemocy i poczuciem humoru, z którego słynie: jest wulgarny i bardzo groteskowy. Szydzi z wszystkiego, co nawinie mu się pod rękę, nie oszczędzając przy tym religii. Właściwie to nad nią szczególnie się znęca, ostrzegam więc, że  to dzieło ze wszech miar obrazoburcze. Jeśli więc macie uczucia religijne, to niestety na czas lektury "Kaznodziei" musicie je schować głęboko do kieszeni.

  Ennis nie jest wybitnym scenarzystą. Prawdą jest, że ma niebywałe ucho do dialogów, ale czasem zdarza mu się pisać fabuły poniżej przyzwoitego poziomu. Często się powtarza i robi te same głupie miny. Jednak seria "Kaznodzieja" jest faktycznie bardzo dobra. Szczególnie, gdy nie czytało się jego innych komiksów - moim zdaniem właśnie od niej powinno się zaczynać przygodę z tym szalonym Irlandczykiem. Pisząc "Kaznodzieję" Ennis puścił się poręczy i zaserwował pełen wachlarz pomysłów, z których korzystał zarówno w swoich wcześniejszych jak i późniejszych komiksach.

  

Za warstwę plastyczną serii odpowiada zmarły niedawno rysownik Steve Dillon.  Można nie lubić jego kreski. Złośliwie można stwierdzić nawet, że powtarza się jeszcze częściej niż Ennis, bo twarze jego postaci są bardzo podobne. Niemniej bez jego rysunków "Kaznodzieja" nie byłby tym, czym jest. To już klasyczna seria i naprawdę trudno mi sobie wyobrazić, jak wyglądałby ten komiks bez Dillona.  Jego realistyczny, nieco kreskówkowy styl idealnie uzupełnił groteskową fabułę napisaną przez Ennisa. Zresztą panowie chyba bardzo lubili ze sobą współpracować, bo na polu zawodowym spotykali się wiele razy: między innymi na łamach "Punishera" i "Hellblazera".   

Wznowienie tej od lat wyprzedanej serii (na rynku wtórnym albumy "Kaznodziei" osiągały dotychczas wyjątkowo wysokie kwoty), to strzał w dziesiątkę. Przez lata zebrała się duża grupa odbiorców, którzy słyszeli wszystkie peany pochwalne na jej temat, ale nie dane im było jej przeczytać ze względu na zaporową cenę. Teraz każdy na własnej skórze może się przekonać, ile wart jest "Kaznodzieja"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz