Tekst pierwotnie ukazał się na łamach Wirtualnej Polski
Alan Moore, najsłynniejszy scenarzysta w historii komiksu, jest również wielkim kłamczuchem. Mówi że nie ceni filmów, nie ogląda ich, i w większości są bezwartościowe. Jednak wiele razy sięgał po inspirację do przepastnych zasobów kina i TV, bawiąc się z ich mitami, dekonstruując je. Seria Top 10 jest tego najlepszym dowodem.
Olbrzymie, kilkupoziomowe miasto Neopolis zostało zbudowane po drugiej wojnie światowej, by pomieścić rosnącą populację ludzi o niezwykłych zdolnościach ( towarzyszą im roboty i przeróżne potwory), która zaczęła stanowić globalny problem. Seria „Top 10” opowiada o losach tytułowej dziesiątej komendy policji strzeżącej prawa w tym diabelskim tyglu.
Historia ta, to nic innego jak serial policyjny, w swojej poetyce bardzo podobny do tego wszystkiego co znamy z ekranów telewizorów (przykładowo słynne „Prawo Ulicy”), z tą różnicą, że funkcjonariusze, tak jak mieszkańcy miasta, obdarzeni są supermocami. Każdy z nich jest oryginałem posiadającym swój własny zestaw nadprzyrodzonych umiejętności, tworzą więc razem bardzo egzotyczną mieszankę i sprawiają, że czytając „Top 10” trudno się nudzić.
Oczywiście postacie z tego komiksu, jak to policjanci, rozwiązują różne zagadki kryminalne, ale to nie jest główna atrakcja tej historii. Najważniejsi są tu znakomicie napisani, pełnokrwiści bohaterowie, i dowcipne dialogi którymi się przerzucają. Co ciekawe Moore zgrabnie maskuje swoją opowieść stylizując na taką która kojarzyłaby się tylko z niezobowiązującą rozrywką. Tymczasem, przy odrobinie dobrej woli, można zauważyć, że posiada ważne przesłanie, bo autor przepisał wielokulturowość dużych metropolii na obraz ludzi posiadających przeróżne supermoce. Dzięki temu w przewrotny sposób ten fantastyczny komiks opowiada o kawałku naszej rzeczywistości.
Moore podejmuje problem odmienności, rasizmu i nietolerancji, ale ze względu na to, że używa metafor robi to w zupełnie świeży, dowcipny i pozbawiony martyrologicznej formuły sposób. W gruncie rzeczy „Top 10” to niepoprawny politycznie komiks, ale uchodzi mu to na sucho, bo zamiast mniejszości etnicznych i seksualnych ( mimo iż te też w tej historii występują) powsadzał sobie do swojej opowieści różne stwory, roboty i superbohaterów, przy tym bardzo eksponując ich wszelkie przywary. Przykładowo, gdyby zamiast awanturującego się, uzależnionego od alkoholu potwora rodem z filmów o Godzilli postawić stereotypowego Afroamerykanina, to możliwe, że skończyłoby się to darciem szat i bojkotem (taki los spotkał opowiadający o Indianach komiks Jasona Aarona „Skalp”). Zresztą autor sam mruga okiem do czytelnika i zachęca nas do takich interpretacji. Najlepiej podejście Moore’a obrazuje przykład, jaki przywołuje już we wstępie do tego komiksu. Pobiły się dwa dwa roboty, gdy były pacyfikowane przez policję jeden krzyknął: To prześladowanie!
To dlatego, że jesteśmy gejami!
To nie jest najlepszy komiks w dorobku Alana Moore’a, ale to co dla niego jest przeciętnością i tak stoi kilka klas wyżej od typowej pozycji z amerykańskiego głównego nurtu. „Top 10” jest dziełem znakomicie napisanym, przezabawnym i inteligentnym. To zdecydowanie pozycja którą każdy fan słynnego Brytyjczyka powinien mieć na swojej półce.
Tej pozycji nigdzie nie widziałam na półkach sklepowych.
OdpowiedzUsuńZ tego co wiem to Moore nie cierpi ekranizacji komiksów, a nie wszystkich filmów.
OdpowiedzUsuń