Zaledwie kilka dni temu NBC wystartowało z serialem o księciu Drakuli. Widziałem pierwszy odcinek i już teraz wiem, że nie będzie to przebój na miarę "Walking Dead". Nie jest to też rzecz, która aspirowałaby do bycia inteligentną rozrywką, jak dajmy na to "Gra o Tron". Wszystko wskazuje, że Drakula z NBC będzie steampunkowy (w złym tego słowa znaczeniu), niekanoniczny i w złym guście.
Skłamałbym jednak gdybym powiedział, że źle się na pierwszym odcinku bawiłem. Nie tak dawno zaliczyłem wszystkie filmy z Drakulą wyprodukowane przez wytwórnię Hammer, gdzie dzieją się cuda na kiju - przykładowo, jedna z części, będąca koprodukcją ze studiem Braci Shaw, jest niczym innym jak połączeniem horroru ze starą szkołą kina kung fu. Jestem więc uodporniony na wszelkie nietoperze guano. Co więcej, niezwykle bawi mnie każda pulpowa szarża na mit Hrabiego.
Już w pierwszym odcinku twórcy zaserwowali widzom walki na miecze samurajskie, złączyli postać Włada Palownika z Nikolaiem Teslą (o dziwo wyszedł im z tego Tony Stark) i ostro zamieszali w mitologii Drakuli. Nie będę zdradzał szczegółów intrygi, ale zasygnalizuję, że piony na szachownicy zostały rozstawione bardzo zaskakująco. Wszystko to może wskazywać że będziemy mieli do czynienia z postmodernistyczna dekonstrukcją, ale lojalnie uprzedzam: to nie jest szalony tarantinowski pastisz. Nie znajdziemy tu za grosz dystansu. Jak na razie wszystko w tym serialu jest śmiertelnie poważne i nadęte.
Serial NBC najbardziej przypomina dość nisko ocenianą powieść Kima Newmana "Anno Dracula" (od razu zaznaczam, że ja ją bardzo lubię) oraz fatalną i kuriozalną, ale cenioną przez widzów filmową adaptację komiksu Alana Moore'a "Z piekła rodem" (tu wypada podkreślić, że nie znoszę tego filmu, za to polecam komiks). O "Drakuli" Francisa Forda Coppoli proszę zapomnieć - to oczywiście wybitny film, ale w jakiś sposób skrzywdził niedzielnych widzów, udowadniając im, że tego typu kino może być dobre. Jest to szczególnie widoczne w naszym kraju. Produkcja NBC to zły film, a Polacy (przynajmniej jeśli o horror chodzi) nie mają tradycji obcowania ze szmirą. Póki co komentarze nie są jednak aż tak hejterskie jak się spodziewałem. Na razie widzowie zdążyli zaatakować Jonathana Rhys-Meyersa odtwarzającego Drakulę, za to, że nie jest Garym Oldmanem. A przecież to charyzmatyczny, dobry aktor, który może być jedną z niewielu jaśniejszych stron tej produkcji i osobiście jeszcze bym go nie skreślał. Boję się na samą myśl o tym, co byłoby, gdyby w szpony tych ludzi dostał się film z Belą Lugosim czy Christopherem Lee.
p.s. chciałbym zobaczyć serial historyczny o Vladzie Palowniku. History Channel, słyszycie mnie?
Ja miałem nadzieję, że Rhys-Meyers po Tudorach wbije się na listę płac jakichś przyzwoitych filmów a nie wyląduje w kolejnym serialu i to jeszcze w dodatku gorszym :-/
OdpowiedzUsuńSzkoda go.
Wiesz, zagrać Drakulę to zagrać Drakulę. Nie dziwię się że nie odmówił.
OdpowiedzUsuń