R. Loren - vocals / textures, J. Leah - vocals Ted Parsons - drums (Swans/Godflesh/Prong/Jesu), Simon Scott - electronics (Slowdive), Aidan Baker - guitar (Nadja), Colin Marston - guitar (Krallice, Gorguts, Behold... The Arctopus, Dysrhythmia, Byla, Indricothere...), Vern Rumsey - bass (Unwound), Prurient (Dominick Fernow of Hospital Productions, Cold Cave, etc) - noise / electronics, James Blackshaw - piano (Young God Records solo artist, Current 93), Hildur Gudnadottir - cello (Múm/Throbbing Gristle/The Knife), Aaron Stainthorpe - vocals (My Dying Bride), Jonas Renkse (Lord Seth) - Vocals (Katatonia (Swe), Bloodbath (Swe), October Tide), Marissa Nadler - vocals (ostatni Xasthur)...
Nie, to nie jest spis zawartości jakiejś składanki. To skład zespołu. A okładkę napaćkał Tibet.
Swoją drogą - zdaje się, że nieprzypadkowo w skład tego never-dream-about-this teamu wchodzi Marissa Nadler. Jest tu coś, co po włączeniu nagrania odpaliło mi w głowie czerwoną lampkę z napisem 'Ostatni Xasthur'. Nie wiem czy pamiętacie, ale przy okazji Portal of Sorrow wypisywałem o imaginacji Dark Side of The Moon XXI wieku. Tutaj mamy poniekąd coś podobnego w idei (ale tylko w idei, bo szczerze powiedziawszy to rzecz bliższa Angelic Process) bo Sailors With Wax Wings to kosmiczny shoegazowo-dronowo-dream popowy monument (no szeket ałt klik). Niestety ktoś nie wyhamował załogi i materiał jest trochę przesłodzony, ale mimo wszystko wart uwagi. Słuchanie tej płyty jest jak przytulanie się do włączonego, ciepłego odkurzacza w zimny jesienny dzień... niby przyjemnie, ale gupio będzie jak somsiad zobaczy...
edit: Halo? Jesteście tam? Nie odchodźcie jeszcze - przesadzam. Sprawdźcie koniecznie - to jedna z najlepszych płyt tego roku (tzn top 10-20) i moje zrzędzenie tego nie zmieni. Poza tym to idealny soundtrack do niewychodzenia cały dzień spod kołdry. Nieważne, czy macie pod nią odkurzacz czy kobite. Bedroom pop-gaze-metal? Hell yeah!
ps. a ten perkusista swansów to tak napierdala że aż mnie tu butle skaczo.
Nie, to nie jest spis zawartości jakiejś składanki. To skład zespołu. A okładkę napaćkał Tibet.
Swoją drogą - zdaje się, że nieprzypadkowo w skład tego never-dream-about-this teamu wchodzi Marissa Nadler. Jest tu coś, co po włączeniu nagrania odpaliło mi w głowie czerwoną lampkę z napisem 'Ostatni Xasthur'. Nie wiem czy pamiętacie, ale przy okazji Portal of Sorrow wypisywałem o imaginacji Dark Side of The Moon XXI wieku. Tutaj mamy poniekąd coś podobnego w idei (ale tylko w idei, bo szczerze powiedziawszy to rzecz bliższa Angelic Process) bo Sailors With Wax Wings to kosmiczny shoegazowo-dronowo-dream popowy monument (no szeket ałt klik). Niestety ktoś nie wyhamował załogi i materiał jest trochę przesłodzony, ale mimo wszystko wart uwagi. Słuchanie tej płyty jest jak przytulanie się do włączonego, ciepłego odkurzacza w zimny jesienny dzień... niby przyjemnie, ale gupio będzie jak somsiad zobaczy...
edit: Halo? Jesteście tam? Nie odchodźcie jeszcze - przesadzam. Sprawdźcie koniecznie - to jedna z najlepszych płyt tego roku (tzn top 10-20) i moje zrzędzenie tego nie zmieni. Poza tym to idealny soundtrack do niewychodzenia cały dzień spod kołdry. Nieważne, czy macie pod nią odkurzacz czy kobite. Bedroom pop-gaze-metal? Hell yeah!
ps. a ten perkusista swansów to tak napierdala że aż mnie tu butle skaczo.
o ja cię, ale skład! prawdziwa supergrupa. To nie może być słabe
OdpowiedzUsuńMnie tam się podobało, ale szugejz w takiej ilosci jest trochę ten tego...no wiesz. Tutaj chyba wina leży po stronie producenta, źle zmiksowany materiał.
OdpowiedzUsuńJa łykam w każdej ilości...
OdpowiedzUsuń"Tutaj chyba wina leży po stronie producenta"
To chyba miało tak byc bo po części to mocno nawiązuje do dream popowego Slowdive(który jest tak słodki jak pasteryzowane mleko w tubce - brrr). Wątpliwe jest żeby tu cokolwiek było "źle".To fajna płyta. No ale mimo wszystko ja wolę Xasthur:).