niedziela, 30 maja 2010

Current 93 - Baalstorm, Sing Omega (2010)


Poprzednia LP Currenta wybuchła w naszych duszach jak petarda. Nikt się chyba nie spodziewał drone/doom/stonerowej płyty. Na pewno wzbudziła kontrowersje, ale teraz, patrząc na nią z dystansem, bez chwili zastanowienia wymienił bym ją jednym tchem wraz z innymi szczytowymi osiągnięciami Tibeta. Trudno byłoby mu teraz czymś zaskoczyć słuchaczy. No i postanowił zbytnio nie zaskakiwać... Może nie powraca do korzeni, ale cofa się na z góry upatrzoną pozycję.


Mistyczne, transowe kołysanki, najbardziej przypominają mi materiał z 2000 roku: Sleep Has his House. Co prawda Omega jest mniej pasyjna i zdecydowanie mniej tu metafizycznego lęku, ale na obu albumach panuje podobna, oniryczna atmosfera. Skojarzenia z Of Ruine or Some Blazing Starre też nie są dalekie, tyle że oprócz gitarowego folku mamy tu też instrumentarium rodem z bliskiego wschodu (najbardziej uwypuklone w tracku With Flowers in the Garden of Fires). Mimo to, płyta nie wydaje się nazbyt eklektyczna i zdecydowanie wszystko trzyma się kupy. Pośród wszystkich utworów najbardziej odbiega od całości epilog, oparty na schizofrenicznej cyrkowej melodii - I Dance Narcoleptic i piękny, zaczerpnięty z natury, dronowy hidden track.

Od razu zaznaczam - pisząc te słowa nie jestem jeszcze dostatecznie wgryziony w ten album, ale fanów nie muszę zachęcać do odsłuchów. Jednak już teraz jestem pewien - przypadkowym osobom raczej go nie polecam. Baalstorm, Sing Omega nie jest tak "chwytliwym" materiałem jak dwie poprzednie płyty, które przyciągnęły rzesze nowych fanów, a zarazem pozwalały starym stwierdzić, że po dwudziestu kilku latach działalności C93 potrafi tworzyć rzeczy unikalne. Co prawda niewiele da się tej płycie zarzucić, bo to piękne nagranie, ale ja zdecydowanie czuję niedosyt.

Próbka 1

próbka 2

(wspomniany w tekście epilog)

kup/buy



13 komentarzy:

  1. Tylko 10 osób może skorzystać?!? To chyba zachęta do sprawienia sobie oryginału :) Na razie jednak muszę rozgryźć Halucynacyjną Górę, która kilka miesięcy temu przeraziła mnie jazgotem, ale skoro piszesz, że świetna...

    OdpowiedzUsuń
  2. A jakie znasz inne currenty? No to nie jest reprezentacyjny album...

    OdpowiedzUsuń
  3. Na półce mam 10 płyt, a w MP3 znacznie więcej. Rozkoszowałem się Tibetem ładnych kilka lat temu, później nieco mi się przejadł. Tym niemniej All The Pretty Little Horses, Island i Thunder Perfect Mind uważam za genialne i do nich wracam najczęściej.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mi się już chyba do konca życia nie przeje. Po tylu latach dalej nagrywa bardzo dobre albumy.

    OdpowiedzUsuń
  5. Którego Currenta polecasz na początek, bo nie wiem od czego zacząć?

    OdpowiedzUsuń
  6. Normalnie polecam Thunder Perfect Mind albo All the pretty little horses bo są ładne i łatwe (ale wybitne bez dwóch zdań - TPM to chyba mój ulubiony album... acz teraz już mi trudno stwierdzic który lubię najbardziej). Ale ty możesz spokojnie zacząć Dogs Blood Rising albo Swastyk dla Noddyego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam tego alefa, świetne to jest, mam poytanie. Wspominałeś o płycie Currenta, która troche stonerowo brzmi w recce. Którą miałeś na myśli?

    Oprócz tych co podałes, zarzuciłem jeszcze Crolwey mass i Owce zezarły niebo. Alef mnie wciągnął strasznie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Aleph At Hallucinatory Mountain brzmi jak stoner doom.

    OdpowiedzUsuń
  9. i nie troche to stoner doom jak huj:)

    Ty masz te "bonusy"? http://rekopisznalezionywarkham.blogspot.com/2010/04/current-93-adam-at-docetic-mountain.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Tą płytę mam od ciebie, nie wiem, czy to te bonusy. Sprawdzę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Tą płytę mam od ciebie, nie wiem, czy to te bonusy. Sprawdzę.

    OdpowiedzUsuń
  12. Oryginał nazywa się Aleph At Hallucinatory Mountain... oprócz tego jest jeszcze jakaś wersja przemixowana(na mono czy coś) i pewnie jeszcze jakaś :)...

    OdpowiedzUsuń